babusia

babusia
Obrazek znaleziony w cyberprzestrzeni- autor nie wiadomy

wtorek, 15 sierpnia 2017

15.08.2017 No i po

imprezie .Było naprawdę pięknie . Nie spodziewałam się , że ślub cywilny może mieć taką oprawę i być tak doskonale przygotowany. Wyjechaliśmy wczoraj około 14.30. Najpierw przygotowałam 
prezent w takim oto opakowaniu; nieskromnie powiem ,że jeden z bardziej udanych moich handmadziaków 


dodatki i kreacja - w  szaro- białej tonacji i prawie bez biżuterii, bo wzór na sukience dość okazały .



No i garnitur , koszulę i krawat  dla małżonka ale wiadomo facetom pod tym względem lepiej. 
Do hotelu dotarliśmy na 45 minut przed czasem , ale wyszło akurat żeby się przebrać w odświetne ciuchy i wypić w barku coś zimnego. Potem wszyscy wyszli do ogrodu. Ogród w stylu wiejskiego krajobrazu ; jakaś rzeczka (sztuczna oczywiście) jakaś kaskada , staw z rybkami , mostki jak sprzed dwóch wieków , świetlica w stylizacji wiejskiej chaty i morze zieleni dookoła .W to wszystko wkomponowane lampy i miejsca na pochodnie ( ale to zobaczyliśmy dopiero po zapadnięcia zmroku). Sceneria sielska ogólnie rzecz biorąc. Jak się zbieraliśmy okazało się  , że spotkaliśmy starą paczkę ze szkoły policealnej mojego małżonka i przyjaciólki I. czyli mamy pana młodego. Znamy się blisko 40 lat i kiedyś spotykaliśmy się w szerszym gronie ; po drodze były małżeństwa , chrzty, rozwody i co tam jeszcze - jak w życiu. Kontakty się trochę porozchodziły , zamarły , ale wiadomo ; śluby mają swoje prawa , zaprasza się rodziców chcrzestnych i inne ciotki ,czasem te przyszywane też , jak w naszym przypadku ( powód okazał się prozaiczny ; gościliśmy akurat u przyjaciól kiedy młodzi przyjechali oznajmić rodzinie radosny fakt swoich zaręczyn) . Z Urzędu stanu cywilnego przyjechała pani urzędniczka  . Nie potraktowała jednak zbyt poważnie statusu urzędniczego i godło zawisło po prostu na konarze drzewa. Nikt jednak się nie oburzał , wszyscy potraktowali to z humorem . Prawda , mogli urzędnicy pomyśleć o jakimś statywie , ale kto by się tym przejmował. Miejsce było przygotowane i ozdobione , tłem była kaskada i wodne zarośla , a dekorację uzupełniały bukiety , lampiony  i nakryte na biało stół dla urzędniczki i siedzenia dla młodej pary. Dla świadków i rodziców również .  Ceremonię rozpoczął wodzirej i didżej w jednej osobie . I naprawdę świetnie wykonywał swoją robotę . W przeciwieństwie do większości , których na różnych imprezach spotkałam , przyszedł elegancko ubrany w smoking i muszkę .  Chwilkę czekaliśmy na parę młodą aż zejdą . I gdy już zeszli ,zobaczyliśmy słowiańską księżniczkę sprzed tysiąca lat .Wyglądała zjawiskowo i przywodziła od razu na myśl " Starą Baśń" i książki pani Cherezinskiej. Panna młoda ubrana była w bardzo prostą , zwiewną sukienkę , ciągnącą się leciutko po ziemi i wianek z lawendy , ziół , traw i wplecionych w to jeżyn włożony na luźno upięte włosy. W to wszystko przewiązane cieniutkimi wstążeczkami w kolorach zieleni i fioletu , które poruszały się malowniczo przy każdym ruchu. W takiej samej stylistyce bukiet , a pan młody i świadek mieli takie bukieciki w butonierkach. Świadkówna miała sukienkę we fiołkową łączkę i stroik z tych samych roślin wpięty we włosy . Efekt po prostu rewelacyjny !!! Pani urzędniczka przemówiła do młodych - taki standardowy "wykład" o obowiązkach małżeńskich - formuła  jaką pamiętam z własnego ślubu , ale w w jej wykonaniu nie była to tylko formułka . Naprawdę ładną oprawę temu nadano . Nie wiem czy to jej słowa czy po prostu wszyscy urzędnicy udzielający ślubów cywilnych mają to wyuczone , ale wyszło ciepło i serdeczne , tak jak powinny brzmieć słowa kierowane do ludzi , którzy zaczynają budować swoje wspólne życie. Potem młodzi złożyli sobie przyrzeczenie , podpisali protokóły a na koniec kuzynostwo , ktore śpiewa w znanych poznańskich chórach zaśpiewało im piosenkę , stary szlagier Franka Sinatry. Wystrzeliły z takiej maszyny tysiące baniek mydlanych , poleciały w górę kolorowe baloniki i strzeliły kwiatowe petardy zasypując młodych płatkami kwiatów . Potem była lampka szampana i drobne przekąski i kawa w ogrodzie , a potem już klasycznie , przy stole i na parkiecie. Jak wspomniałam wodzirej świetnie wykonał swoją robotę . Bawili się wszyscy , w parach , solo , w parach mieszanych i niemieszanych i jak komu pasowało. Była też kapsuła czasu - pomysł młodych . Każdy z gości miał napisac jak sobie wyobraża ich za 10 lat i wrzucić do gąsiora na wino, który zostanie zakopany w ogrodzie i odkopany za 10 lat . Trudne zadanie , ale napisaliśmy , trawersując słowa piosenki "telewizor, meble , jakiś fiat ... " "Fiata " w naszym wpisie zastąpiła łódź z żaglami . 
Jedzonko było pyszne i podawane w takich odstępach ,że nie można się było przejeść. Jako jedna z atrakcji był wiejski stół podany w ogrodzie ,na tle wozu konnego , przy pochodniach , które przepięknie wkomponowano w wystrój ogrodu . Można było spróbować wędlin, chleba ze smalcem , różnych domowych dodatków jak kiszony ogórek , grzybki w occie, kawałki dyni marynowanej  itp. 
Oczywiście były też i tradycyjne oczepiny z rzucaniem bukietu i muchy i zabawy , które zwykle towarzyszą weselom . Najczęściej głupie i grubiańskie. I tu ukłon dla wodzireja , bo choć zabawy były to zabawne i nie uwłaczające nikomu , a kary za potknięcia , zamiast kieliszków alkoholu , kawałki cytryny do zjedzenia .. Najlepszy był konkurs tańca , Pięć par miało za zadanie zatańczyć taniec jaki wylosuje wodzirej dla danej pary. Liczyła się oczywiście aranżacja . Na początek była rumba , ale już kolejny , to podłożony jakiś ostry podkład na perkusji pod odgłosy ze szlifierni . Wodzirej nazwał to "twerk" . Nie wiem czy jest taki taniec , ale para coś tam wykonała. Potem był "gang man stail" - nie mam pojęcia jak się to piszę , słyszę tylko jak wszyscy o tym kawałku mówią . No i kolejny "afrykański taniec plemienny" - i tu było szaleństwo . Dziewczyna zrzuciła szpilki , róg długiej sukni założyła za pasek i wspólnie z partnerem odstawili taki spektakl , że wszyscy płakali ze śmiechu . Potem było jeszcze disco polo. Oczywiście wygrał afrykański taniec plemienny. O północy, przy dźwiękach muzyki z "Gwiezdnych Wojen"  wjechał cztero- piętrowy tort z fajerwerkiem , udekorowany w stylistyce bukietu panny młodej i kwiatowych dekoracji na stołach - aha , własnie , zapomniałam napisać . Na stołach , w szklanych wazach stały co kawałek bukiety z fioletowych kwiatów , ziół i traw , ułożone tak jak by ktoś je po prostu zerwał i wrzucił , niedbale ot - tak sobie do wody , żeby nie zwiędły , ale to był zamierzony efekt- wyglądały prześlicznie . Do tego świece w pojemnikach z wodą , umieszczonych na niebotycznie wysokich nóżkach . Tort był pyszny , ze śmietanką , malinami , poziomkami i borówką . Zabawa skończyła się około 3.30.  Nocowaliśmy w hotelu , w przytulnym pokoiku na poddaszu . Hotelik nie jakiś wypasiony , zwyczajny trzygwiazdkowy  , stylizowany nieco na wiejski dworek , ale w ogród w okół niego z pewnością włożono wiele pracy i dopracowano w każdym szczególe. Za ogród 5 gwiazdek . Po śniadaniu, pożegnaliśmy młodych i naszych przyjaciół i wróciliśmy do siebie . No i teraz odpoczywamy przed jutrzejszym dniem , a zapowiada się ostra jazda , bo po piątkowej nawałnicy i długim weekendzie będzie na pewno mnóstwo szkód. 

4 komentarze:

  1. Można tylko podsumowac tak. Bylo SUPER. :)**

    OdpowiedzUsuń
  2. I zapomniałam napisac ze skrzyneczka piekna i zestaw slubny też. :)*

    OdpowiedzUsuń