babusia

babusia
Obrazek znaleziony w cyberprzestrzeni- autor nie wiadomy

poniedziałek, 19 czerwca 2017

19.06.2017 Fajnie było

ale czas jest nie ubłagany , laba minęła i trzeba było wrócić dziś do pracy . Na weekend wyjechaliśmy już w środę po południu. W cztery auta . Najlepszą ekipę miał starszy synalek : dwóch facetów , dwa dzieciaki , trzy rowery , motorówka i królik (żywy, żeby nie było wątpliwości) . Zaraz potem mój małżonek : on sam i cztery baby . Reszta w normie : żony i dzieciaki . Chwilę trwało aż się z tym wszystkim zapakowaliśmy do samochodów . Jechało się spokojnie i nawet wielkiego tłoku na drogach nie było, jak na popołudnie przed długim weekendem.  W ośrodku wszystko już było dla nas przygotowane z ciepłą kolacją włącznie. Po kolacji rozpakowywaliśmy się , chłopaki zwodowali motorówkę typu RIB czyli takie skrzyżowanie łódki z pontonem , a potem kręciliśmy się po okolicy i gadaliśmy sobie a dzieciaki szalały na rowerach. Wieczór był bardzo zimny i na dodatek żarły komary , co nad wodą wcale nie jest takie niezwykłe. Następnego dnia już od rana było bardzo ciepło więc zaraz po śniadaniu poszliśmy na wodę . . Starszy synalek po kolei woził nas motorówką po jeziorze charzykowskim. Motorówka była 5-osobowa więc trzeba było na zmiany , a poza tym dla bezpieczeństwa dzieciaków trzeba było się wymieniać . Nie byłam przekonana do śmigania motorówką , ale zmieniłam zdanie ; fajna zabawa . Już zaczęłam myśleć , o zakupie własnej. Może kiedyś jak już zrobię w domu wszystkie remonty zacznę zbierać na motorówkę. 
Po południu my pojechaliśmy na obiad , tradycyjnie już do Asa na sandacza a potem kręciliśmy się trochę po marinie i Charzykowych jako takich , obejrzeliśmy stare kąty , a młodzież zamiast obiadu upiekła sobie kiełbaski na grillu. Po kolacji zrobiliśmy sobie ognisko. Trzeba było pilnować miejsca , bo wsypała się do ośrodka wycieczka emerycka i od razu zaczęli balować jeszcze przed kolacją . Obsługa zadbała, żeby drewna nie trzeba było zbierać po lesie . W pobliżu leżała cała sterta , wystarczyło porąbać . Jak na prawdziwych facetów przystało chłopaki wykazali się jak należy w charakterze drwali . 
Posiedzieliśmy długo i ze trzy flaszki whisky poszły w postaci drinków. Do tego parę piw i dwie flaszki wina reńskiego . Ja tym razem zrezygnowałam z wina ,na rzecz drinków . Trzeba było w końcu tę firmę opić . Ale to wszystko jest mały pikuś przy emeryckim zlocie ; mniej - więcej jak u Kazika :
"Jedna flaszka, druga flaszka i też trzecia, kurde bele
Leci, dom stoi zupełnie pusty, nocą kurzą się dookoła rupiecie
Wracamy chwiejnym krokiem po okrążeniu nad ranem
Po schodach na piechotę raczej rady nie damy"

 Śpiewali , ryczeli , wrzeszczeli , tańczyli na piasku - no szaleństwo. Zwinęłi się jednak dość wcześnie , bo około pierwszej. Nasze dzieciaki buszowały po okolicznych krzakach i co chwilę wpadały po kiełbaski albo pieczony nad ogniem chleb. Skończyliśmy około trzeciej . 
Piątek powitał nas ulewą . Było szaro , buro , jezioro nabrało koloru ołowiu a lasy ciemnego grafitu . 
Takim go jeszcze nie widziałam , ale klimat mój, wpadłam w zachwyt jak zwykle . Jakimś cudem wszystkim udało się pójść na śniadanie ,na dziewiątą . Mnie jednak męczyło spanie . Po śniadaniu zakopałam się z powrotem w kołdrę , choć miałam ochotę poczytać i zasnęłam . Okazało się , że nie tylko ja . Kiedy przestało padać nasi faceci poszli do lasu postrzelać , bo to są fanatycy strzelectwa i zazwyczaj na takie wyprawy zabierają cały swój wiatrówkowy arsenał . A mój małżonek poszedł z nimi. Nie wiem jak długo tam siedzieli ale zdążyłam się wyspać i przeczytać spory kawałek kryminału , oczywiście skandynawskiego autorstwa. Po południu się nieco przejaśniło ale wciąż było zimno. Pojechaliśmy na obiad do Charzykowych, my jak zwykle do Asa , młodzież do pobliskiej restauracji. Dzieci za rybami nie przepadają. Po obiedzie część pojechała na "kokardy" jak mówią dzieciaki (gokarty oczywiście ) do Człuchowa , do parku rozrywki , nasza wnusia z rodzicami , jej przyjaciółka z mamą, znajomi z redakcji  i my wybraliśmy się na spacer po marinie i kupowanie pamiątek . Była jeszcze kawa i lody , dziewczynki pojeździły na takich niby gokartach ale na pedały , coś a la trójkołowy rower. Ja na razie pamiątki tylko pooglądałam . Nie lubię kupować jak jest tłok w sklepiku , a był spory. Reszta coś tam powybierała . Tym razem nie szaleliśmy po nocy , bo zimno i wszyscy jeszcze nocną imprezę pamiętali. Emerycki zjazd gdzieś zniknął . Pokazali się dopiero następnego dnia na śniadaniu. Sobota nadal była zimna choć nie padło i czasami prześwitywało nawet słońce więc pojechaliśmy na nasze stare miejsce kajakowe do Płęsna pojeździć na koniach . Dzieci na kucykach oczywiście . Zdrożała ta frajda ponad 2-krotnie od ubiegłego roku . Po przejażdżkach pojechaliśmy znów na obiad , ale w różne miejsca . Jedna ekipa do Charzykowych na pizze a potem zostali w okolicach mariny , na placu zabaw dla dzieci , a druga , w tym my do Chojnic . W sklepiku z pamiątkami na rynku dziewczynki dostały w prezencie po komplecie przewodników po mieście w wersji dla dzieci z zadaniami do wykonania i planem wycieczki . Znajoma z redakcji nakupiła mnóstwo zawieszek z motywami kaszubskimi i kilka kotów ( koty to jej hobby) z przeznaczeniem na choinkę a dziewczynki kolejne drobiazgi. Ja dokupiłam sobie kolejny magnesik na lodówkę , tym razem z Chojnicami . Takiego jeszcze nie miałam , a mam już sporą kolekcję z różnych miejsc na Kaszubach . Po obiedzie pożegnaliśmy towarzystwo i pojechaliśmy na spotkanie z naszą kaszubską przyjaciółką. Bardzo się ucieszyłam , że mogliśmy się spotkać . To już niemal tradycja , że wpadamy do ich MBD pzry każdym pobycie w okolicy. Fusilko , bardzo , bardzo Ci dziękujemy za spotkanie i za to ,że znalazłaś dla nas czas mimo tych wszystkich trudnych spraw , z którymi musisz sobie radzić. No i oczywiście za wspaniałe prezenty! Jesteś mistrzynią szydełka i pyszności!
W drodze powrotnej wstąpiliśmy znów do sklepiku z pamiątkami. Tym razem ludzi nie było , oprócz mojej synowej . Wróciła , żeby kupić koszulki z kaszubskim wzorem dla siebie i wnusi. Reszta czekała w pobliżu a znajomy z redakcji pilnował w ośrodku dzieciaki. Ja tym razem kupiłam śliczny kaszubski czajnik do herbaty z porcelany , drewnianą żaglówkę do moich morskich dekoracji i śliczną , drewnianą , rzeźbioną bombkę na choinkę ( wychodzi, że kaszubskich choinek w tym roku będzie więcej , bo zawieszki mam własnej roboty - żadem problem dorobić więcej ) . Wieczorem znów przysiedliśmy przy ognisku , ale już bez alkoholowych dodatków . Chłopaki zapodali po butelce piwa do pieczonej kiełbaski i tyle. Wiadomo , następnego dnia czekała nas jazda do domu ; nikt utraty prawka nie zaryzykuje . Zjazd emerycki urządzał dyskotekę  , na którą zapraszali wszystkich mieszkańców ośrodka . Za didżeja robił sam syn szefa ośrodka , zaprzyjaźniony zresztą 
z nami od ubiegłorocznej integracji . Na dyskotekę poleciał nasz starszy wnusiu z młodszym synem naszego pracusia i jeszcze jedną dziewczynką z sąsiedztwa. Z miejsca zawojowali całe towarzystwo tak im tańce wychodziły .Wnusia poszła ze starszym synem pracusia na pomost łapać ryby ( nałapali okoni)  a jej przyjaciółka jakiegoś focha strzeliła i siedziała obrażona kawałek od ogniska aż ją mama wysłała do pokoju spać . Poszło ponoć o zgubioną bluzę . Około północy emerycka dyskoteka się skończyła , a cała eka wsypała nam się na ognisko i jak wyżej : "jedna flaszka , druga flaszka " itd .ale byli mili , przedstawili się , dało się z nimi podać i pożartować. A potem dołączył syn szefa z gitarą i zaczęły się śpiewy gremialne. Wychodziło średnio. Po godzinie zaczęły mi uszy cierpnąć i gitarzyście chyba też od tego fałszowania. Zwinęliśmy się przed pierwszą a reszta siedziała jeszcze z godzinę , emeryci jeszcze dłużej. 
No i na tym właściwie koniec ; niedziela znów okazała się upalna i słoneczna więc po śniadaniu znów ruszyliśmy na wodę , poszaleć na motorówce . Niestety dwa zimne dni temu nie sprzyjały . Około 12.30 spakowaliśmy wszystko do aut i wyruszyliśmy w drogę powrotną zaliczając po drodze obiad w Charzykowych . Do domu dotarliśmy około 19.30. 
Z Kaszub przywiozłam jeszcze kilka skarbów ; szyszki sosnowe , śliczne świeże i czyściutkie . Wymienię te , które mam pochowane w pudelkach ze świątecznymi ozdobami , już nieco wiekowe. I przyznaję się bez bicia , podkradłam z wyrębu dwa drewniane kołki . Pocięliśmy je dziś na kawałki , jeden przerobie na brzozę ( podobno wnusia uczulona i z prawdziwą brzozą nie powinna mieć do czynienia ) i będą zdobić w zimie nasz niby - kominek . 

No i to by było na tyle . Fotek nie mam tym razem za dużo , a to co mam pokażę jutro w osobnej notce , muszę trochę nad nimi popracować .







4 komentarze:

  1. Bardzo porzadna relacja. I widac ze bylo ciekawie. I nawet pogoda roznorodna. Wrocilas pelna nowych wrazen. A ja widzę że i nasi emeryci lubią się teraz bawić. Czekam na zdjęcia.:)**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubią , lubią ; klasyczny przykład emerycki klub do którego należy moja matka . Ci to balują !

      Usuń
  2. Długi weekend na bogato z mnóstwem atrakcji i zajęć! Tez takie lubię!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I tak naprawdę jedyny długi weekend poza miastem w tym roku.

      Usuń