trzeba było wrócić do pracy. No to wróciliśmy. Jakoś tak w miarę spokojnie minęło te 8 godzin. Po pracy pojechaliśmy kupić płytki. Załatwione. Dostawa za tydzień , ekipa budowlańców już o tym wie.
A co do dobrych czasów ; szkoda,że tak szybko minęły. Wyjechaliśmy zgodnie z planami , w środę około 16.00. Do Gniezna było tłoczno na drogach , nawet staliśmy około godziny w korku. Potem jakoś szło aż do Żnina. W Żninie kolejny korek . Pojechaliśmy objazdem . Miejscowości pamiętam z czasów dzieciństwa ; nie wiele się zmieniły - ich czas stanął w miejscu. Od Szubina jazda szła już gładko. Do ośrodka dotarliśmy po 20.00. Czekano już na nas z kolacją . Wszystko było gotowe na nasz przyjazd. Dzieci od razu ruszyły do zabawy , biegały albo jeździły rowerami po całym ośrodku. Następnego dnia każdy chodził swoimi drogami. Część młodzieży pojechała na przejażdżkę do mini zoo i , część wypoczywała w ośrodku leżąc pod drzewkiem na dowolnie wybranym boku, a babcie i dziadkowie wyruszyli na zwiedzanie okolicy. Przyznam się nie skromnie, że poczułam się tam gospodynią . Od dawna na Kaszubach czuję się jak w domu , może dlatego... Tym razem zabrała się z nami teściowa kolegi synów , którą zabrali ze sobą . Kobieta przyjechała z Suwałk i żyła w przekonaniu ,że ładnie to tylko u nich na Mazurach i teściowie naszego młodszego synalka. Też nigdy na Kaszubach nie byli. Zabraliśmy ich do Wdzydz na Krzyż Jezior. W trakcie jazdy opowiadałam im o okolicy i o tym co i gdzie można zobaczyć i pokazywałam to czego w trakcie pobytów sama zdążyłam poznać. Mężuś dzielnie mi w tym sekundował . Już w trakcie jazdy , obserwując widoki wszyscy wpadali w zachwyt. Trochę przeraziły kondygnacje wieży widokowej , ale panorama czterech połączonych jezior wynagrodziła trud wspinaczki . Krajobraz zapiera dech w piersiach i nie pobije go żadna Tunezja czy inne wyspy Kanaryjskie. Kiedy już wszyscy nasycili oczy tym nieprawdopodobnym pięknem zabraliśmy towarzystwo na obiad. Jak zwykle we Wdzydzach , do "kiosku" pod nazwą "Grube Ryby" , gdzie można zjeść przepyszne ryby ( tak , wiem nie lubię ryb , ale tamtejsze zjadam ze smakiem - nie wiem co w sobie mają , ale smakują absolutnie wyjątkowo ) . I znów pełen zachwyt - tym razem kulinarny. Pani z Suwałk w kółko powtarzała,że nie miała pojęcia ani o tym,że tutaj tak pięknie , ani ,że sandacz jest taką wspaniałą rybą.
No cóż... Po obiedzie zrobiliśmy sobie kolejną przejażdźkę w drodze do Chojnic . Starówka tonęła w słońcu co nadało jej jeszcze bardiej bajkowy wygląd. I znów zachwyt na całego. Na koniec poszliśmy na lody. Okazały się pyszne. Wróciliśmy w sam raz na kolację. Nie był to jeszcze koniec dnia. Po kolacji usiedliśmy sobie przy ognisku. Było głośno i wesoło. Integracja skończyła sie około 1.00 w nocy.
Ciąg dalszy nastąpi. Dziś przysypiam - jakiś taki dzień chyba .
Super taki wyjazd integracyjny , pogoda dopisała .W Suwałkach byliśmy wczoraj i w Augustowie popatrzeć na jezioro , spokojnie jeszcze , bez tłumów , fajnie .Pozdrawiam .
OdpowiedzUsuńMłodzież była w Suwałkach na weselu kolegi , w ubiegłym roku i byli zachwyceni miastem. Na Kaszubach też jeszcze spokojnie
UsuńTo czekam na kolejne sprawozdanie z tego jak wdze bardzo udanego relaksu. I tak miało być. Calusy
OdpowiedzUsuńDokładnie , a najważniejsze,że telefony nie dzwoniły
Usuń