W skrócie byłoby tak: pracowite przedpołudnie , zakupy i azerbejdżańska herbata. Zaczełam jak zwykle od zakupów spożywczych . Dużo tego nie było wiec się uwinęłam . Potem pojechałam do biura a mężuś do klienta . I jak zwykle miałam w biurze co robić . Posprzątałam a potem usiadłam do opisywania systemu alarmowego. Żmudna robota ale konieczna .Mężuś wrócił o koło 12.30 . W sumie zamiast o 13.00 , wyszliśmy z biura godzinę później. Zanim zrobiłam obiad zdążyłam polikwidować zimowe bukiety . Skoro już mam w domu kawałek wiosny to po co trzymać jeszcze zimę , choc do końca zimy jeszcze miesiąc z haczykiem . Jak było w planach po obiedzie i kawie pojechaliśmy do galerii poszukać prezentu dla synowej . Trafiliśmy na kiermasz spożywczy . Było też i trochę rękodzieła, pod znakiem czerwonych serduszek. W sumie nic takiego , czego bym sama nie umiała zrobić. Podegustowaliśmy sobie różne pyszności i kilka nawet kupiliśmy na posmakowanie. Różne zioła i przyprawy , powidła z wiśni , kompot z korbola ( dyni znaczy) i dwa małe kawałeczki tureckiej baklawy . Zachwyciło nas stoisko Azerbejdżanina . Poczęstował nas azerskimi daktylami ; pojęcia nie miałam ,że rosną w Azerbejdżanie i herbatą , którą parzył w samowarze. Nigdy nie jadłam tak pysznych daktyli i takich wielkich ok. 4cm długości i grubych jak palec dorosłego faceta. Smak niesamowity . A herbata nas zachwyciła. Poczęstował nas klasyczną , czarną , bardzo mocną i bardzo pachnącą . Kupiliśmy z dodatkiem bergamoty - taki azerski el grey . Zaparzyłam jak tylko przyjechaliśmy do domu. Od typowego el grey'a jednak się różni . Zapach bergamoty jest bardzo delikatny , na pewno nie wzmacniany chemią i bardziej wyczuwa się jednak smak czarnej herbaty. No i zaparzona w dzbanku też się różni od tej a samowaru. Gdyby nie to,że mieliśmy jeszcze sporo spraw do załatwienia postalibyśmy dłużej, zwłaszcza ,że azerski kupiec , choć nie całkiem czysto posługiwał się językiem polskim , ciekawie opowiadał o swoim asortymencie . Po obejrzeniu jeszcze kilku stoisk poszliśmy do sklepu jubilerskiego. Nie było nic co by się jakoś w oczy rzuciło , więc poszliśmy do jeszcze jednego sklepu . Tam nam poszło lepiej . Wybraliśmy złote kolczyki w kształcie małych kwadracików z szafirkiem w środku i maleńkimi cyrkoniami w około. Będą jej pasowały do pierścionka, który dostała od synalka na 10 rocznicę ślubu. Pokręciliśmy się jeszcze po galerii , kupiłam mężusiowi koszulę , przymierzyłam w Daischmanie buty , nie kupiłam , bo jakoś nie mam przekonania do zamszu , ale jak wyszłam to zaczęłam żałować ,że ich nie wzięłam , bo mają bardzo ciekawy fason i są wygodne. No, ale ja tak mam. Zwykle za długo nad wszystkimi zakupami się namyślam , a często potem żałuję , bo jak się w końcu namyślę to już tego nie ma. Załapaliśmy się na podwieczorek w postaci koktaili owocowych i spotakaliśmy naszą klientkę . Szalała w sklepie z ciuchami .
W drodze powrotnej wstapiliśmy jeszcze w Swarzędzu do ETC. Też galeria , ale tam jechaliśmy też w konkretnym celu . Po najpyszniejszą na świecie herbatę Dilmah z płatkami róży i wanilią . Była, więc od razu zrobiłam większy zapasik. A teraz wieczór kończymy przy dzbanku azerbejdżańskiej herbatki.
Hania a ja uwielbiam zamszowe buciki. Z reguły są wygodniejsze. Czyli zakupy udane i wieczór przy herbacie też. Miłej niedzieli i całusy :)
OdpowiedzUsuńTe co przymierzałam były bardzo wygodne ale mam na uwadze ( jak to ja ) względy praktyczne, jak tu wyjść w czymś takim na deszcz? Buziaki !
UsuńMojego na tak długie zakupy nie wyciągnęłoby się za żadne skarby świata! :-(
OdpowiedzUsuńNormalnie to mój też zakupów nie lubi , ale czasami go coś nachodzi i jak już się wybierzemy to oboje dobrze się bawimy .
Usuń