Zgodałam się kiedysiś zez kuzynkom zez samiusińkich Tater . Jakoś nie po drodze im było w nasz fyrtel i długo się namyślali . W kuńcu jekoś się wyrychtowali, zapakowali do samochodu cołkom famułom ; łyn , łyna i 3 gzuby i przyjechali. Ale zaś porzundek musi być wiync już tydziń naprzód u mnie rózne śrupoki i szrobry w ruch szły , co by poruty nie było ,że w chałupie gemyla . Wew sobote od rana w gorkach wszystko się pyrtoliło , bo to trzebno było obiad jakiś postawić , ugościć Góroli jak się noleży. Miałam po wielkopolsku , kaczkę zez pyzami i modrom kapustom narychtować , ale myślę se tak: gzuby nastoletnie, jeść potzrebują , a taki ptok mało podzielny , poruta bydzie jak się nie nafrykają i głodne na kwatere pojadom. Pomyślałm , pomyślałam i wymyśliłam : nie bydę szczyndzić , aintopf upichcę , zez wołowego z mandarynkami i ryżym. Tak i zrobiłam. Samo się pyrtoliło a jo stół jak noleży obrusym przykryłam , talyrzy i innych statków naustowiałam , nawet świyczki zapoliłam co by ładnie i kolorystycznie wszystko do kupy wyglądało a zaś potym bez okno cięgiym wykukiwałam za gościami. Zawczasu tyż nakupiłam rogali świyntomarcińskich i metki , bo kuzynka lubi a szczuny popróbują , bo u nich w górach tego niy mają . No to niech se podjedzom co by nasz fyrtel dobrze wspominali. Mój ślubny do roboty zaros z rana pojechoł , choć to już sobota była i długi weekend się zaczynoł.. Przyjechali , tak jak się zgodalim , nawet prezynta przywieźli ; śliwowice , łoscypków całom wuchte i przecudne górolskie korale do mnie ( od razu na drugi dziń się wew nie odsztafirowałam na imieniny synalka). Za to mojego wciąż nie było, bo mu się robota u klienta wydłużyła . Goście najedzyni od odwiedzin u ciotki Marychy wiync postanowilim poczekać na mojygo i dopiero do obiadu usieść.; mnie tam już kiszki marsza grały , a żołądek z procesjom chodził , bo od śniadania o suchym pysku byłam, ale co tam ; słowo gościa na piyrszym miejscu. Pogodali my o różnościach, chałupę im pokozałam, gzuby nudziły się troche i o tableta dopraszały co by se pograć. Ślubny przyjechoł kole czwarty godziny. Na godaniu i jedzeniu zeszło nom do wieczora. Winka dobrygo my sobie popili, rogali pojedli , nagodali się za wszyskie czasy . Gzuby grzecznie se grali na tablecie i ajfonach. Na kuniec jak już się na kwatere szykowali , dalim im na drogę nalewkę na aronii i wuchte metki i rogali a gzubkom po paczce karmelków . Sznytek aby nie naszykowałam , bo aby do somsiedni wsi jechali na nocleg . Nie po naszymu jakoś, sznytki powinnam naszykować , bo jak tu w drogę ludzi puszczać bez jedzenia wiync mnie trochę moje wielkopolskie sumiynie gryzie .
Kuzynko z Gór ! Bardzo , bardzo
ucieszyła nas Wasza wizyta.! Dziękujemy za spotkanie oraz piękne
i pyszne prezenty.
Witaj Haniu. Takie spotkania rodzinne są bardzo miłe. Lidka też pisze o wizycie w Wielkopolsce i Wrześni. Liczba synów też się zgadza. Czyżby odwiedził Cię Chomiki?
OdpowiedzUsuńZgadłaś !
OdpowiedzUsuńHania super to napisalas. Usmiechalam sie caly czas. Buziaki
OdpowiedzUsuńI nie mialam trudnosci ze zrozumieniem. Teraz widac jak bardzo slaska gwara do wielkopolskiej zblizona:)
To prawda , ale to moje to taka prawie gwara . Znam mnóstwo słów i zwrotów , ale nie umiem się płynnie nimi posłużyć . Ktoś , kto to potrafi pewnie by napisał i ładniej i ciekawiej.
OdpowiedzUsuń