Takie mi się wnioski
nasuwają ostatnio przy okazji obserwowania rzeczywistości. Dziś
do obserwacji doszła mi jeszcze pogoda. Zima skończyła się kilka
dni przed majowym weekendem a dziś co; połowa czerwca i zakwitły
lipy. Miasto pachnie miodowo a na przyszły tydzień 35- stopniowe
upały zapowiadają. Zdecydowanie : ostatnia sobota pracująca tego
lata . Żywa dusza tu nie zajrzy ani nawet nie zadzwoni w taki ukrop.
Na upały, moja czarna ,
długa spódniczka z cieniutkiej bawełny sprawdza się świetnie.
Noszę ją od ponad tygodnia z różnymi bluzkami. Tylko będzie ją
trzeba często prać w nowym perwolu co by czerń odnawiało.
(osobiście uważam to za pic na wodę )., wszystko na niej widać ,
szczególnie łapki maluchów. Ale moja wnusia powtarza mi ,że
„ładną masz spódniczke babciu” . No to chyba mam skoro nawet
taka trzy i pół-latka to widzi.
Co do udekorowania roweru
to wymyśliłam. Zawieszę sobie na nim jakąś czachę .- Tylko
muszę poszukać po chińskich marketach czegoś odpowiedniego, w
ostateczności coś uszyję . A co !
Dialog na zieleniaku:
- Dzień dobry, dzień dobry Panu ! A gdzie to pan tak pędzisz od samego rana?
-A z torbami idę , z torbami !
Cdn . Teraz muszę zerwać
się na chwilę z biura i dokończyć zakupy w mieście
******
Zakupy w pośpiechu . Skończyło się na zakupie klejących literek ( jakiś osioł zerwał nam godziny otwarcia z drzwi do biura ) , które udało mi się dostać w czwartym z kolei sklepie papierniczym i tylko w jednym kolorze i wzorze - czarnym , co najlepiej się nie prezentuje na szklanych drzwiach . Widać klejące literki to przeżytek. Odwiedziłam też mój ulubiony sklep z herbatą , kupiłam klasycznego grey'a i " jesienny wieczór " oraz kawę ziarnistą o smaku amaretto . Na więcej nie starczyło czasu - zadzwonił klient i musiałam wrócić do biura .
Obiadek letni : szabelek, młode ziemniaczki i sadzone jajo , posypane szczypiorkiem . Pychotka ! W tym czasie mężuś kontynuował karierę bohatera w swoim domu i naprawił następny kawałek podłogi. Coraz lepiej to wygląda. Zaraz po obiedzie ruszyłam do prac domowych. Tym samym punkt pierwszy planu - wykonany . Okna umyte. Dodatkowo wysprzątałam jeszcze w kuchni i zmieniłam serwetki na takie z letnimi motywami.
Pod wieczór pojechaliśmy na wieś do młodzieży . Starsza młodzież też tam już urzędowała od wczesnego popołudnia . Załapaliśmy się na przygarażowego grilla . Dzieci szalały w piaskownicy i kazały się wozić dorosłym traktorem na pedały (traktor ma dowiązaną solidną linkę -jak sanki za ktorą można ciągnąć) , ubrudzone jak nie- boskie stworzenia . Pojedynczo jeżdżą same , ale za mali jeszcze , żeby jedno drugie wiozło na łyżce spychacza, bo to traktor ze spychaczem.
Po powrocie , zaliczyłam jeszcze prasowanie i rozwieszanie prania, które w tzw. międzyczasie zrobiła mi gosposia , pralkaznaczy się .
I wreszcie chwila spokoju. Siedzimy z mężusiem przed telewizorem , mężuś ćwiczy skoki po kanałach ,a ja zwiedzam cyberprzestrzeń , podjadamy truskawki i popijamy zimne drinki z metaksy i limetkowego soku. I tak jest dobrze . Weekendowy luzik.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz