Weekend upłynął nam biesiadnie. Jedenastego świętowaliśmy Św. Marcina – jakoś tak bliższe nam to święto niż to oficjalne , państwowe. Był dobry obiad i tradycyjne świętomarcińskie rogale z białym makiem. U nas w Wielkopolsce prawdziwy dzień Niepodległości wypada 28 grudnia . Kiedy reszta Kraju cieszyła się już wolnością Wielkopolska dopiero o nią walczyła i wywalczyła. Nasze powstanie było jedynym udanym w historii Polski. Ale o tym nikt nie mówi . Utarło się,że należy czcić klęski a nie zwycięstwa.. Szkoda, bo to działa destrukcyjnie na morale. Oczywiście tę umowną , oficjalną datę szanujemy . Z niedowierzaniem patrzyłam na zadymę na ulicach Warszawy , a potem zdziwiłam się jeszcze bardziej kiedy w TV pokazali działacza Młodzieży Wszechpolskiej , który w żywe oczy się tej zadymy wypierał,że niby szedł w tej manifestacji i żadnej zadymy nie było ! No ja p..... k...... m..... - wiązka rodem spod „Świdra „ sama się ciśnie na usta. Mnie tylko interesuje kto zapłaci za spalony wóz transmisyjny i inne poniszczone mienie . Za straty w policji wiadomo: my podatnicy – tak to już jest , żyją z naszych podatków , a robotę mają taką,że straty czasem się zdarzają i te materialne i niestety te w ludziach również. Na pewno nie zapłacą ubezpieczalnie. Każda zastrzega sobie w regulaminie ,że ubezpieczenie nie obejmuje zamieszek ulicznych i działań wojennych. Zastanowiło mnie też dlaczego policja nie zareagowała bardziej zdecydowanie – na taką bandę zadymiarzy należało użyć gumowych kul i lać pałkami ile wlezie. I jak tak sobie o tym myślę , to przychodzą mi do głowy tylko dwie możliwości : albo policja jest tak słabo wyszkolona ,że się boi – nie wiem, może w ogóle nie ćwiczą starcia z tłumem , albo wciąż w nich tkwią naleciałości z poprzedniego ustroju. . Nie chcą żeby ich porównano do zomowców i MO i zarzucono nadużywanie środków przymusu ,za co musieliby się tłumaczyć. Niestety tego typu opory nie zapewnią nam obywatelom bezpieczeństwa , a do tego przecież policja została powołana i na to łożymy w postaci podatków. No, ale nie można za dużo spodziewać się po policji , która przez z górą 10 lat nie odnalazła zabójcy swojego dowódcy. W sumie przez tę rozróbę Święto straciło swoją rangę.
Sobota minęła z prędkością światła. Przed południem przyjechała młodzież po Helenkę , która nocowała u nas ,z powodu imprezy urodzinowej z okazji 30-tki starszego synalka. Posiedzieliśmy chwilę przy herbacie i pozostałościach rogali. W tzw. międzyczasie zadzwonił klient - umówiliśmy się ,że podjedziemy do biura. Kupił sprzęt , a my udaliśmy się na zakupy do marketu. Zeszło nam trochę, bo oglądaliśmy zestawy upominkowe – już myślą o podarunkach świątecznych dla naszych kontrahentów. Pomiędzy pólkami przewalały się tłumy . Jakby za darmo dawali.. Ominęło mnie gotowanie obiadu, bo miałam z poprzedniego dnia – dorobiłam tylko ziemniaki.. ledwie zdążyliśmy dopić popołudniową kawę i a już trzeba było się szykować na kijki. Moje towarzyszki wypraw nie odpuściły nawet w wolny weekend. Wróciłam ze spaceru i już był czas jechać na imieniny do młodszego synalka. Imprezę robi w przyszłą niedzielę ale złożyć życzenia i tak pojechaliśmy. U synalka niespodzianka : mały Krzysiu dorwał się do takiego pchacza na kółkach , najpierw przewrócił go dwa razy wyciągając w ten sposób na środek pokoju a potem chwycił uchwyt , podciągnął się i pomaszerował przez pokój na dwóch nóżkach podpierając się pchaczem. A wieczorem zrobił prezent rodzicielowi i po raz pierwszy zawołał „tata” . Skąd takie maleństwo to potrafi – przecież w środę skończy dopiero 9 miesięcy...
W niedzielę niby to spokój od rana, nawet sobie dłuższą kąpiel w wannie zaliczyłam ale już po wcześniejszym obiedzie zadzwoniła synowa z pytaniem czy nie mam jakich serwetek z dziecięcymi motywami . Nie miałam , chociaż serwetek mam ze dwie szuflady. No ,to czy mogłabym kupić , bo zapomniała a nie mają już czasu przed przyjściem gości wyskoczyć po nie do sklepu. Czego się nie robi dla wnusi. Pojechałam. Wybór był kiepski więc padło na Kubusia Puchatka .Reszta popołudnia minęła nam przy dwóch tortach. - jeden synalka , jeden wnusi i kolacji . Mała jak zwykle dostała mnóstwo prezentów. Najbardziej spodobało jej się liczydło .Takie zwykłe , drewniane na jakim nasze pokolenie uczyło się liczyć . Ciotka matematyczka ( siostra mężusia) jej kupiła – bo kto inny wpadłby na taki pomysł. Naszą lalę - sierotkę Mała od razu nazwała Kasią i ułożyła do snu na kanapie. I na koniec kiedy już goście się porozchodzili a i my wróciliśmy do siebie mogłam wreszcie ,spokojnie poczytać. Nie miałam nic nowego na tę okazję więc sięgnęłam po „Reanimację” , a właściwie to sama mi w ręce weszła jak tylko otworzyłam biblioteczkę i teraz kiedy ją czytam drugi raz doszłam do wniosku ,że to bardzo dobrze napisana książka , choć trochę tendencyjna jeśli chodzi o postrzeganie siebie przez środowisko lekarskie. Jakości i urody języka można jednak pani doktor autorce pogratulować .Noooo …. i takie to nasze świętowanie …A dziś zimowo : mgły , na drzewach szadź , ludzie w ciepłych kurtkach i szalikach i skrobanie szyb w aucie .
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz