nie był jakiś ekscytujący poza tym , że ... spadł śnieg. Nocą , po cichu napadało. Wprawdzie jak to u nas 2cm w kącie za murkiem , ale jednak i zamarzło. No i rano dodatkowa atrakcja czyli odśnieżanie auta. Na szczęście nie przymarzło mi do szyb . Zgarnęłam , obdrapałam tylko w kilku miejscach i mogłam wsiadać. Po pracy od razu pojechałam po zimowy płyn do spryskiwacza , bo jeździłam wciąż z letnim w zbiorniku. Ale co tam, idzie zima... i tyle.
Skończyłam dziś czytać pierwszą z zamówionych książek o Antonim Fischerze ( przez sch jak podkreśla sam bohater, a dlaczego tak się dzieje , trzeba przeczytać) .Akcja tej części dzieje się w 1931 roku. więc to chronologicznie nie jest I tom i nie wiem czy I w ogóle, ale jak to z książkami pana Ćwirleja można czytać każdą z osobna. I jak tak czytałam już ostatnie strony, dotarło do mnie, że to czasy młodości mojej babci. W 1931 miała już 34 lata i mieszkała pod Szubinem ( blisko Bydgoszczy ) ale tak, to jej młodość , a ta poznańsko-bydgoska rzeczywistość tamtych czasów to klimat jaki przywoływała czasem w opowieściach. Coraz bardziej mi się podobają te książki. A jakiś dłuższy kawałek napiszę, jak przeczytam cały cykl.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz