na przerobienie roboty. Wciąż mnie dopada . Cały dzień dziś siedziałam w papierach. Prawie ogarnęłam. Zakładam ,że jutro mi się uda dokończyć . W domu też mnie nie ominęło . Kolejne słoiki , tym razem gruszki. Na szczęście zostało już nie wiele , trochę papryki i korbole . Na pewno zrobię z nich kompot , a na inne przetwory nie mam pomysłu jak na razie. Przyjechał mój zamówiony sweterko-płszczyk . Pasuje idealnie i okazał się bardzo ładny , nawet ładniejszy niż na fotce w katalogu. Co prawda wciąż upały , ale jesień blisko i liczę na to, że upał jednak zelżeje. Wieczorem podjechaliśmy do restauracji pod miastem po obiady. Od pandemii sprzedają na wynos słoiki . Ten pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę i przetrwał. Ludzie wciąż tam jeźdżą po obiady. A są naprawdę dobre i wszystko ze świeżych produktów więc mają wzięcie. Raz po raz my też , zwłaszcza gdy mamy plany działkowe albo wyjazdowe . A na najbliższe dni takie mamy. Jutro jedziemy składać szafkę łazienkową i ją podwiesić . Podłączyć lampy , a w piątek musimy jakieś większe zakupy zrobić ,nie tylko spożywcze. Drzwi do szafki jeszcze nie dojechały.
Też jestem za obiadami na wynos. Szkoda, że V. tego nie akceptuje i miotam się między obiadami a kolacją. A i tu można kupić świeże i dobre. Niestety.
OdpowiedzUsuńRobota Cię kocham. Ale dasz radę. Buziaki
Jakoś daję radę, choć czasami wychodzi mi uszami. Takie obiady to duża wygoda dla nas , bo pracujemy do 16.00, w praktyce zazwyczaj dłużej więc taki gotowiec to kilka minut ; podgrzewam i gotowe.
Usuń