w tej szarej rzeczywistości . Szaleństwo polegało na mini-zjeździe rodzinnym w firmie . Starsza młodzież obchodzi dziś 15 -stą rocznicę ślubu . P i ę t n a s t ą! Wierzyć mi się nie chce. Z tej okazji przyjechali z niewielkim torcikiem. Kawę zrobiliśmy na miejscu z ekspresu. Przyjechała też młodsza synowa z dzieciakami , a młodszy syn i pracownik mieli chwilową przerwę w pracy , bo i tak umówieni byli po szesnastej. Praca nam się wydłuża , ale wiele firm nie chce wpuszczać jak są pracownicy. Tym sposobem spędziliśmy niecałe półtorej godziny przy słodkościach , beztrosko nie przejmując się żadnymi wirusami. A dzieciaki szalały na wózkach towarowych , na tyłach budynku . Przynajmniej miały trochę ruchu na świeżym powietrzu. Przez moment myśleliśmy nawet żeby zrobić w salce i na podwórku śniadanie wielkanocne , ale daliśmy spokój . Pomysł całkiem fajny, ale nie na dzisiejszą sytuację . Święta jednak będą inne ... Za to zrealizuję swoją wizję , zamiast tradycyjnych koszyczków ze święconką , które przynosi młodzież i stawiamy wszystkie na stole , tym razem zamierzam postawić jeden duży koszyk , a w nim cały , okrągły chleb , całą szynkę , pęto kiełbasy i dużo pisanek - tak jak to robiły gospodynie za czasów mojego dzieciństwa . Cóż to były za święconki! Chodziło się do przydrożnej figury Matki Boskiej , koszyki ustawiało na cokole i czekało na księdza .Wszystko było pięknie ułożone , udekorowane palmami , barwinkiem albo gryczpanem , pisanki barwione w cebuli , jęczmieniu albo tarninie i przecudnie haftowane serwetki. Gospodynie często na tę okazję wkładały nawet ludowe stroje. Ksiądz przyjeżdżał , święcił to wszystko , a potem rozmawiał z ludźmi , nawet z dziećmi. Trwało to dość długo , ale należało do tradycji . A po święconce należało jeszcze tylko podwórko posprzątać i od godzin popołudniowych zaczynało się świętowanie Wielkiejnocy. Takich klimatów już nie ma .
A ja dziś pichcę . Zaczęłam od fałszywego zająca i pasztetu , jutro zamierzam upiec babkę i kilka mazurków - jak zwykle takich miniaturowych i zrobić baranki z masła . W sobotę upiekę chleb. I oczywiście pomaluję pisanki . No wiem ,że te święta będą jednak inne , ale pisanki muszą być . Zającowe gniazdka z prezentami dla maluchów też. I może tulipany uda mi się kupić na zieleniaku.
Jednak myślę o tych świętach . Stanęło na tym ,że będzie skromniej niż zwykle i poprzestajemy na wspólnym zjedzeniu śniadania i każdy wraca do siebie . Siła wyższa .
Po świętach szyję maseczki , bo wprowadzili obowiązek noszenia . Dam radę , a różnych resztek bawełny mam nie mało .
Mnie to Córka Wiewiórka uszyje!
OdpowiedzUsuńJutro z samego rana piekę biszkopt na mazurek, co by do wieczora sobie postał, aż go nadzieję bakaliami i obleje kajmakiem. Taka moja własna wersja, bez której nie byłoby Świąt!
Fajne masz wspomnienia, jak chyba każdy z nas!
Ja mazurki robię takie bardziej symboliczne ; z kruchego ciasta , bardziej ciasteczka niż klasyczne mazurki , ale u mnie i tak słodkie nie idzie, jakie by nie było. Tak myślę , ze im człowiek starszy tym te wspomnienia fajniejsze .
Usuń