"Ksiądz proboszcz już się zbliża , juz puka do mych drzwi
" - pamiętacie piosenkę Kukiza? Przypomniała nam się i śmialiśmy się dzisiaj z tego z małżonkiem
czekając na wizytę duszpasterską jak to ładnie mówią . Wizyta nastąpiła
wcześnie jak zwykle i około 10.30 było już po . Ksiądz zachwycił się naszą
gablotą z kamieniami i jak tylko pokropił świeconą wodą cztery ściany a
mini-majstry wyszły , zagadał . I z podziwu wyjść nie mógł jaka to mamy pasję .
Fakt , nie jest to powszechne hobby . Pożytek z tego taki, że miał okazję
darami Stwórcy się pozachwycać i głupot nie gadał . Kopertą z
"cołaskami" nie pogardził, a jakże. A jak poszedł , to ja
oczywiście od razu do boju ruszyłam i zlikwidowałam choinkę . Stłukła mi się
przy tym jedna lampka . A właściwie to ją zdepnęłam . Zaplatała mi się jakoś
pod nogi. Obawiam się, że będzie trzeba kupić nowe. No chyba, żeby mężuś się
wykazał i naprawił.
Bałagan mi się zrobił niemożliwy przy okazji tej roboty, bo
igliwie opadło , a suche gałęzie obcięłam sekatorem . Szybko mi jednak poszło
sprzątnięcie . Tak trochę łyso bez tej choinki. Resztę dekoracji na razie
zostawiłam. Niech jeszcze chwilę oko cieszą .
Na jutro wszystko przygotowane . Góra makaronu czeka
na ugotowanie , kurczak podwórkowy się odmraża, włoszczyzna obrana i umyta też
czeka na wrzucenie do gara . Rosół wiadomo , gotuje się sam . Do kawy upiekę
trochę chruścików . Wszyscy lubią , a poza tym u nas to jest ciasto na dzień babci i
dziadka .
Dziś dzień Kubusia Puchatka .
Udało mi się znaleźć wspomnianą piosenkę więc tak dla przypomnienia - "ZCHN zbliża się"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz