Zamiast piec ( co zresztą nie źle mi wychodziło ) a co za tym idzie dodatkowe godziny w kuchni zaliczać kupiłam w renomowanej , zabytkowej cukierni . Zabytkowej , bo pracuje od 1876 roku i wciąż używa starych receptur a wypieki nie mają sobie równych . Odstałam jakieś 25 minut , ale dostałam . Nie szalałam , kupiłam jedną sztukę około 2 kg . I tak na słodkie wielu chętnych nie ma więc wystarczy . Ja tam w cukierni nie poszalałam , ale kobieta kupiła takich strucli sztuk 6 . Odebrała elegancko zapakowane w karton z firmowym nadrukiem i pergamin i zamiast wziąć w ręce od spodu złapała karton od góry za krawędzie , no i karton nie wytrzymał ; urwał się z dwóch stron i wszystkie te makowce razem z kartonem poleciały na posadzkę . Każdy z osobna był owinięty jeszcze papierem więc się nie rozsypały ale połamały się totalnie . Ekspedientka pomogła jej to pozbierać , ale jeść to pewnie będą łyżką z pucharków. W sumie wyglądało to zabawnie , ale żal mi było kobiety.
Ostatnie dni pracy przed świętami , ale nie odpuszcza nam ani na chwilę . Wciąż jeszcze robię zamówienia i piszę kolejne faktury . Próbowałam zająć się inwenturą i skończyło się tak,że przeliczyłam zawartość jednego regału.
A poza tym popycham domowe tematy. Wyprasowałam co mi zalegało w szafie od niedzieli i przesmażyłam sobie mak do makiełek. Z tym co zostanie upiekę rogaliki z makiem . Przygotowałam też sobie wszystko co potrzebne do jutrzejszego gotowania potraw wigilijnych . Właściwie do Świąt jestem przygotowana ( albo i nie , to się okaże jutro o czym zapomniałam) , smakołyki czekają na wrzucenie do garnka , choinka ubrana , mieszkanie udekorowane , prezenty zapakowane leżą pod choinką , goście , czyli moja matka , teściowa i Szwagroska zaproszeni , mężusiowa , wizytowa koszula odprasowana . Można świętować . Póki co , jeszcze dzień pracy. Mężuś prezesuje , objeżdża naszych najważniejszych klientów z życzeniami świątecznymi , a ja jak wyżej .
Zimy ani śladu ( chyba nawet ona uciekła z naszego pięknego Kraju ) , wciąż chodzę bez kapelusza i w półbutach , a szal zakładam dla ozdoby.
A jeśli chodzi o sprawy nie polityczne , to moda na tandetne broszki w stylu pani szefowej Rządu się robi. Pełno tego w sklepach ze świecidłami. Tak a propos: dziś założyła broszkę w kształcie kotów , chyba po to żeby się przylizać prezesowi . Tak mi się skojarzyła amerykańska polityk Madeleine Albright , też lubiła broszki i umiała je dobrać. Jeśli nasza Premier chce ją naśladować to powinna się lepiej postarać , albo udać się do stylistki.
Ja tez uważam, że jeżeli można się trochę wyręczyć to trzeba. ostatnio w Polsce kupiłam gotowe zamrużone uszka wcześniej testując kilka pierogarni. sama lepszych bym nie zrobila. U Ciebie już świątecznie a więc Wesołych ŚWIĄT
OdpowiedzUsuńTak w ogóle to lubię szykować wigilijne potrawy , ale zalatana jestem ostatnio więc ze wzgledów praktycznych odpuściłam sobie ten wypiek.
Usuń