mam wszystkiego dużo i wciąż coś
kupuję , zbieram , składam , kolekcjonuję itd. I co gorsze łapię się na tym ,że
lubię mieć wszystkiego dużo, bo co ja zrobię jak przypadkiem
będzie u mnie 7 osób , a ja będę mieć tylko 6 filiżanek ( to oczywiście
tylko nic nie znaczący przykład, chodzi o ideę ) Wyrzucam rzeczy
zużyte czy uszkodzone ale i tak nie potrafię się wielu z nich
pozbyć i bez wielu obyć. Minimalistą nie jest też mój małżonek
– o nie , on jest z tych co to żadnej rzeczy nie wyrzuci chociaż
stara i zużyta , bo się przyda i gromadzi wszystko na zapas, bo jak
będzie potrzebne to „ nie da się kupić , zabraknie , albo gdzie
tego szukać „ ( dobrze,że ma swoją pracownię ; dzieci mówią
na to „jaskinia dziadka” inaczej wszystko miałabym wszędzie) .
Zastanawiam się po co mi tyle wszystkiego , zastawy, ciuchów,
ręczników , książek , najróżniejszych drobiazgów , ostatnio
nawet nagromadziliśmy góry dziecięcych zabawek i zredukować ilości rzeczy mi się nie udaje. To samo jest z ilością papierów w
biurze. Jakaś mania nie pozwala mi wyrzucać żadnych notatek,
starych ofert , nieaktualnych dokumentacji . Tym sposobem wiecznie
czegoś szukam, bo chociaż wiem gdzie jest ,to muszę przebić się
przez pokłady innych żeby się do tego dobrać co akurat jest mi
potrzebne. . Widzę,że to samo mają mężuś i chłopaki gdy chodzi
o części , materiały narzędzia itp. To chyba jakaś choroba. Nie
zabija ale jest uciążliwa.
Coraz częściej mi chodzi po głowie ,żeby letnie wolne soboty poświęcić na przetrząśniecie domowych szaf i poważne zredukowanie dobytku. Zwłaszcza ,że odpadnie mi w tym roku kucharzenie - z powodu odchudzania . A jakieś zajęcie wskazane.
Z innych spraw to kupiłam w końcu prezent na chrzciny ; śliczną lalę polskiej produkcji . Jutro obfotkuję . Słoiczki do przypraw też już skończyłam , ale pewnie zrobię ich więcej , bo mi się udały no i są przydatne.
Roboty pod grzywkę - drugi dzień tkwimy od rana do wieczora przy projektach .
Dziwne zjawiska dzieją się w przyrodzie ; zakwitła akacja , a przecież jeszcze nie skończył się maj - zwykle kwitła po połowie czerwca . Od kilku lat lipy kwitną już w czerwcu . Dziwne .
Coraz częściej mi chodzi po głowie ,żeby letnie wolne soboty poświęcić na przetrząśniecie domowych szaf i poważne zredukowanie dobytku. Zwłaszcza ,że odpadnie mi w tym roku kucharzenie - z powodu odchudzania . A jakieś zajęcie wskazane.
Z innych spraw to kupiłam w końcu prezent na chrzciny ; śliczną lalę polskiej produkcji . Jutro obfotkuję . Słoiczki do przypraw też już skończyłam , ale pewnie zrobię ich więcej , bo mi się udały no i są przydatne.
Roboty pod grzywkę - drugi dzień tkwimy od rana do wieczora przy projektach .
Dziwne zjawiska dzieją się w przyrodzie ; zakwitła akacja , a przecież jeszcze nie skończył się maj - zwykle kwitła po połowie czerwca . Od kilku lat lipy kwitną już w czerwcu . Dziwne .
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz