Po wczorajszych sensacjach dziś mam nieco spokojniejszy dzień. Matka co prawda znów focha strzeliła, bo znalazłam powypluwane tabletki pod talerzykiem ale nie dyskutowałam , machnęłam na to ręką. Po co mam się denerwować. W pracy też normalnie, mamy wprawdzie to i owo do zrobienia ale na dobrej drodze W przyszłym tygodniu będzie wszystko przygotowane do podłączania. Od poniedziałku u nas sezon urlopowy.
Wieczorem pojechaliśmy na działkę , podlać oczywiście, bo od tygodni u nas susza. Niby zapowiadali ulewy a zaledwie poudawało przez godzinę z wtorku na środę nad ranem. Mimo wszystko coś z tego ogródka będzie. Fasolka szparagowa nazywana u nas szabelkiem do zrywania, w niedzielę będzie szabelkowa uczta , ogórka pierwszego dziś już zerwałam , następne będą w sobotę , sałatę jemy od prawie dwóch miesięcy, korzyści są. Zasuszyłam też sporo ziółek. Na początek rumianek i lawendę oraz miętę . Zasuszyłam tak po staremu , nie na słońcu i nie w suszarce ale w cieniu , pod dachem , rozłożyłam na blacie w starej altanie. Pachną pięknie. W sobotę posegreguję w osobnych pudełkach, a lawendę wykorzystam do pachnących saszetek i do świec. Mam już nawet wosk pszczeli i knoty , a pojemników szklanych w różnych wzorach i rozmiarach nazbierało mi się całe mnóstwo. Tak poza tym , wybraliśmy kanapę do PDzO. Po niedzieli pojedziemy zamówić. Planowaliśmy kupić coś z ikei ale wybrany model wycofano a te co są nie koniecznie się nadają do naszych celów.
Czytam ostatni tom Ćwirleja z Antonim Fischerem. Niestety nie dostałam wersji tradycyjnej. Lucia podesłała mi wersję elektroniczną ale marnie mi to idzie. Mimo wszystko wolę książki papierowe.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz