nie , chyba jeszcze nie wróciłam na dobre , ale dziś tak postanowiłam . Dziękuję jeszcze raz za kciuki , żyję więc pomogły. Do końca sprawy jeszcze daleko , ale pewne decyzje zapadły. Dobre choć tyle. Dzisiejszy dzień w miarę normalny , w miarę . Umówiłam się jakiś czas temu z kuzynką , że zabierze moją matkę do swojej czyli jej młodszej siostry. No i w tygodniu się zmówiłyśmy i zmontowałyśmy całą akcję. Matka wyjeźdża , ja wpadam i robię porządki. Ale jak to moja matka , strzeliła focha , ona nigdzie nie jedzie i koniec. Kuzynka jednak nie na próżno zrobiła studium podyplomowe z psychologii , co prawda dziecięcej , ale sprawdziło się i na staruszce z demencją . Tak ją zbajerowała, że pojechała, Jak tylko cynk dostałam ,że już można, od razu pojechałam. Już w tygodniu zaopatrzyłam się w różne płyny , szrobry i inne śrupoki ( szczotki , gąbki i druciaki) oraz rękawice gumowe i ruszyłam do boju. Ogarnęłam, ale musiałam na pomoc syna wezwać, bo nie dałam rady wynieść takiej ilości worków pełnych śmieci , w sumie 12 , takich sporych 60 litrowych. Potem jak syn już poszedł nazbierałam jeszcze dwa. W sumie wyszorowałam kuchnię i łazienkę, umyłam lodówkę ,wywietrzyłam kołdrę i poduszkę, pozmieniałam pościel i zabrałam 4 worki rzeczy do prania . Zajęło mi to ponad 4 godziny . Wiem ,że takie składowanie śmieci to też objaw demencji , ale walka z tym , to oględnie mówiąc spora uciążliwość. Syn przy okazji założył babci nową żaluzję , którą kupiłam kilka tygodni temu . Starą , tę rzekomo ukradzioną przez syna już po jego wyjściu znalazłam zresztą , wepchniętą za regał z książkami. O tym co znalazłam w lodówce i w jakim stanie wolę przemilczeć . Po powrocie zrobiłam obiad, wrzuciłam do pralki część matki prania a po południu pojechaliśmy na działkę . Tydzień nas nie było, słońce trochę dało się roślinkom we znaki , ale i tak coś się dzieje. Zebrałam kilka ogórków na mizerię , pomidory mają już całkiem spore zawiązki a fasolka pierwsze , jeszcze malutkie strączki. Oberwałam porzeczkę czarną i czerwoną i agrest . Nie wiele tego, bo agrest posadziliśmy w ubiegłym roku , a porzeczki mocno przycięłam dwa lata temu i po tym cięciu po raz pierwszy zaowocowały. , ale miseczka na kompot się uzbierała. Specjalnie nic nie robiliśmy , pojechaliśmy sobie posiedzieć i podlać . Zdecydowanie postanowiłam poszerzyć ogród warzywny w przyszłym roku. Przywiozłam tez letni bukiet z wszystkiego co rosło i pachniało . W sumie zielsko , ale wygląda malowniczo na kuchennym stole . Czytam dalej historę ogródka numer 40.
P.S. Kuzynka odwiozła matkę około 16.00 . Obie panie starsze dobrze się bawiły , spacerowały , wygrzewały się na słońcu siedząc na parkowych ławkach , śpiewały i wspominały dawne czasy. Nawet mi zdjęcia podesłała.
Jak dobrze, że udało się mamę urobić, żeby pojechała. Ona miło spędziła dzień, a Tobie udało się zrobić porządki. Napracowałaś się, ale podejrzewam, że jest duże zadowolenie :) Fajnie, że syn jest blisko i taki chętny do pomocy... rodzina to siła :)))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam najserdeczniej, Agness :))
Syn mieszka na tym samym osiedlu co babcia, widzą nawzajem swoje okna , dlatego do niego zadzwoniłam. Pomagamy sobie czasami . Zadowolenie ? Boja wiem ? Bardziej jednak obowiązek ; mama prawie nie utrzymywała z nami kontaktu . Zapraszaliśmy wszyscy na różne święta i imprezy , ale przychodziła jak już nic lepszego do roboty nie miała. Malo to budujące , ale tak mi się to ułożyło. Pozdrawiam ciepło.
UsuńKochana. Wpis normalny czyli wracasz do równowagi. A powoli wszystko wróci do normalności i tego się trzymajmy. A taki porządek niestety trzeba robić pod nieobecność mieszkanki. I to też masz z głowy na jakiś czas. Buziaki
OdpowiedzUsuńDaleko mi jeszcze do równowagi , ale liczę , że po sezonie urlopowym będzie z górki.
Usuń