wczorajszego wieczoru , ale jak to u mnie bywa , świat do góry nogami staje z minuty na minutę . Oprócz wyprawy do Gaju zaliczyliśmy jeszcze rundkę po mieście - z jakiego powodu napiszę później , potem działkę u starszego syna , a potem jeszcze młodzież przyjechała do nas i posiedzieli sobie prawie do północy. Nasze najbliższe plany wymagają długich narad ale jak sądzę nie będzie to czas stracony. A dziś od rana kręciłam się po kuchni , przygotowałam obiad , upiekłam placek drożdżowy z czarną porzeczką . Pyszny wyszedł - niestety mogłam sobie pozwolić tylko na jeden kawałek . Nie chcę zmarnować tego co już osiągnęłam . Prawie 10 kg mniej to już nie byle co. I właściwie to wszystko. Czas minął na pogawędkach z teściową . Na szczęście mogłam sobie przy tym dziubać na szydełku więc kolejny kwadrat na narzutę mam gotowy. Jeszcze dwa i będzie połowa . Na koniec jeszcze ogórki zakisiłam . Kupiłam wczoraj , ale oczywiście nie zdążyłam . Mam słój małosolnych i pięć słoików. W tym roku nie robię żadnych innych zapraw. Półki w piwnicy zapełnione ubiegłorocznymi przysmakami.
Na dworze upał i duchota. Półgodzinna ulewa nic na to nie pomogła.
Czeka nas bardzo pracowity tydzień.
Ale ładne zmiany na Twoim blogu. Dawno mnie nie było. A ogórki ....mmmm uwielbiam, każde.
OdpowiedzUsuńHania ja od ogórków małosolnych jestem uzależniona. Buziaki
OdpowiedzUsuń