mimo zimna i pochmurnego nieba za oknami. Na komodzie bukiet piwonii rozsiewa zapachy , na stole miseczka pełna wielkich , czerwonych, pachnących truskawek . Z pobliskiej plantacji. Pychotka! Od trzech dni są w sprzedaży te nasze lokalne więc kupuję codziennie w drodze z pracy do domu i objadamy się nimi przez cały wieczór. Trzeba korzystać , bo sezon truskawkowy krótki . Trzeba by jakich konfitur nasmażyć , ale to jeszcze trochę , niech stanieją.
Tak poza tym , to nowymi ciuszkami na lato za bardzo się chyba nie nacieszę . Wciąż chodzę w wiosennych . To tyle w kwestii letniej. Nic mi się nie chce . Czuję się zmęczona i zniechęcona do wszystkiego . Minie mi pewnie za jakiś czas , razem z wszystkimi ciężkimi sprawami , ale pewnie nie prędko.
Z innych spraw to sezon imprezowy znów się zaczyna . W sobotę imieniny poczwórne : teściowa , szwagroska, siostrzeniec mężusia i jego ślubna, za tydzień teściowa młodszego synalka, za kolejny moja mama , potem miesiąc przerwy i znów poczwórne imieniny. Nie, nie , szaleć nie będziemy z prezentami: kwiatki i słodycze dla pań , winko dla pana.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz