Wesele oczywiście. W sumie było wesoło. Suknia panny młodej mojego zachwytu nie wzbudziła , choć podobno kosztowała pięć tysięcy. Młoda wyglądała w niej ładnie , ale już na początku tańców ta cała falbankowa piana zaczęła się rwać . Sama potem na drugi dzień przyznała, że na ślub w kościele owszem ale do zabawy to ta suknia się nie nadaje. Ślub u Dominikanów - jak ślub - jedynie tym się różnił od tych w innych kościołach ,że chór śpiewał łacińskie psalmy. Znajomi z którymi młodzi udzielali się wspólnie w jakiejś działalności parafialnej postanowili im zaśpiewać . Jedno co mi się podobało , to zespół , grali naprawdę kapitalnie i wytańczyliśmy się aż miło. Czekoladowa fontanna poza tym ,że efektownie wyglądała też jakiegoś wielkiego entuzjazmu nie wzbudziła. Nie wiem czy do tego wrzuca się zwykłą czekoladę z tabliczek czy też jest do tego jakaś specjalna , ale smakowała nie ciekawie . Coś jak wyroby czekoladopodobne. Za to jedzenie i tort były bardzo smaczne i ładnie podane - nie na restauracyjnych arcorocach ale na ładnej porcelanie ze złotymi szlaczkami. Nasz nietypowo zapakowany prezent oczywiście wzbudził zainteresowanie i młodzi otworzyli go jako pierwszy zaraz po imprezie jak tylko poszli do pokoju .
Helenka i jej rówieśniczka Martynka jako takie male druchenki wyglądały cudnie i świetnie się z zadania wywiązały niosąc bukieciki kwiatków i eskortując młodych do ołtarza. Szły przejęte , ale nie bały się .
A poza tym tylko babcia i matka panny młodej i ja wystąpiłyśmy w kapeluszach.. Rodzinka młodej wyniosła , nie było jak z nimi pogadać. Nawet Szwagroska ledwo parę słów zamieniła z matką młodej. W niedzielę młodzi się zapakowali i odjechali do Warszawki zagospodarować się i do pracy. I tyle o weselu . Uczucia mam mieszane , mój mężuś też - trochę przerost formy nad treścią .
A poza tym to była miłość od pierwszego wejrzenia . Dzieci pokochały misiaczki - pokraczki natychmiast . Nawet Krzyś , choć pluszakami się nie bawi i nie spal dotąd z żadną maskotka miśka sobie przyswoił , nosi go , przytula i zabiera do łóżeczka . Helenka swojego nazwała Kudłetek ( chociaż wcale nie jest kudłaty) i też się z nim nie rozstaje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz