i jak zwykle głośno i wesoło. Towarzystwo się najadło po uszy , zadowolone z babcinej kuchni. Maluchy na wyścigi wcinały jajka , które przerobiłam na zabawne myszki ( uszki z rzodkiewek, ogon ze szczypiorku, nosek i oczy z gęstego octu balsamicznego) . Myślałam ,że nie bedą chciały jeść leczo i zapiekanych parówek więc dodatkowo ugotowałam kilka jaj , ale jadły. Grzecznie spróbowały wszystkiego co było na stole. Wyrastają z dziecinnych grymasów.
Dostałam śliczne dwa bukiety kwiatów , jeden mieszany , bardzo kolorowy od mojej matki, drugi ze słoneczników od młodszej młodzieży oraz szklany dzbanek do napojów z przykrywką ( synowa zapamiętała, że myślę o zakupie takiego) i książki Olgi Tokarczuk "Podróż Ludzi Księgi" i "Prawiek " od starszej młodzieży. Pizzerinki odpuściłam , bo i tak wyszło mi strasznie dużo jedzenia . Odzwyczaiłam się od gotowania większych ilości . Od kilkunastu lat gotuję na dwie osoby , na więcej tylko z okazji świąt i innych uroczystości , no i tracę wprawę . Nie wychodzi mi oszacowanie ilości. I pomyśleć ,że kiedyś narzekałam , że gotuję za dużo dla dwóch osób...
Na przyszłą sobotę umówiłam się w końcu ze stolarzem , w sprawie komody pod samograje . Miał ją zrobić w ubiegłym roku , ale w tak zwanym międzyczasie zachorowała i zmarła mu córeczka. W takim układzie odpuściłam , daliśmy mu czas . Nie nalegaliśmy na terminy . Zadzwonił wczoraj ,że wrócił do pracy i czy sprawa aktualna. No pewnie, a kogo mam szukać jak wiem , że zrobi to tak jak chcemy.
Jutro postaram się wrzucić kilka fotek robótkowych i mojej nowej zastawy .
Tak oszacowanie ilości jedzenia w obie strony nie jest takie proste. Prezenty bardzo udane. I wszystko tak jak powinno być. Goscie zdowoleni to i oni domu też. Buziaki.
OdpowiedzUsuńRodzinne spotkania nam wychodzą , to prawda.
Usuń