zaliczyłam
wczoraj. Poleżałam sobie dłuuuugo ( aż do 9.00) w łóżku , bez
pośpiechu wstawiłam obiadek i zrobiłam sernik na zimno ( Lidka
podkradłam z twojego schowka ciociny przepis ) a potem trochę
oglądałam kanały History i Travel, trochę przysypiałam na
kanapie i żeby mieć zajęcie dla rąk prawie wydziergałam na
szydełku dwa misiaczki- pokraczki. Przynajmniej na takie wyglądają
na tym etapie. Zostały ni jeszcze przednie łapki , wypchanie czymś
, dorobienie uszek i wyszycie pyszczków. Skończę , nie pali się.
A potem to już muszę zacząć sweterki dla wnusiątek tworzyć ,
bo jesień bliska . Wierzby za moim oknem tracą intensywną ,
zieloną barwę i przechodzą w żółtawą i z wystaw sklepowych
szkolne przybory prawie się wysypują a to już znaki nieomylne
jesieni.
Wieczorem teściowa i
szwagroska przyjechały ( ciasto było jak znalazł) pogadać.
Wypytałam trochę o wesele i coraz bardziej dziwnie mi to wygląda.
Błogosławieństwo w kościele , a nie w domu , jakieś dziwne
rozliczenia pomiędzy nimi – ustalone było co innego , wyszło co
innego , nie wiadomo jak z pokojami w hotelu i czy życzenia
składamy przed kościołem czy na sali. Lamka szampana przed
wejściem na salę , zamiast tradycyjnego witania przez rodziców
chlebem i solą . Zawodzi logistyka ..Ale co tam – z Poznania do
nas nie jest tak daleko. Zobaczymy jak to wszystko się rozwinie ,
jeśli nie będzie nam pasować, to po prostu się zwiniemy i
pojedziemy prosto do domu.
We wtorek po południu majster mi przywiózł obiecaną półeczkę do butów , w której zrobienie wrobiłam go za karę,że kazał mi tyle na kuchnię czekać. Jest solidna i dokładnie pasuje do wnęki , w której ma swoje miejsce. No, to pozostało mi ze spraw remontowych na ten rok odświeżyć łazienki. Tylko odświeżyć . Remonty generalne za rok – dwa , zależy jak interesy pójdą , no i koncepcję w szczegółach trzeba obmyślić.
Na popołudnie umówiłam się z fryzjerką – ciekawe jak rodzinka zareaguje jak moją nową fryzurę zobaczy. Zamierzam sobie pasemka zrobić. No i ostrzyć mnie musi jak zwykle. ..
**********************
Fryzura całkiem , całkiem , tyle,że spotkany w Lidlu klient mnie nie rozpoznał . Patrzył , coś mu się kojarzyło , ale nie poznał , a informatyk i graficzka z miejscowego tygodnika podśmiewali się że mężuś ma teraz w domu blondynkę ... Ale poza tym wszyscy orzekli,że fajnie . I nawet mój mężuś od razu zauważył zmianę .
Zwykle wpada na to dopiero po paru dniach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz