a raczej wróciliśmy. Odwiedziliśmy groby dziadków i pradziadków jak było w planie , przy okazji kilkoro moich dawnych znajomych, w tym panią Marię , która pomagała mojej babci ostatnie trzy lata przed jej śmiercią . Pisałyśmy potem długo do siebie , a ostatnie lata już tylko ja wysyłałam kartki świąteczne do niej. Zmarła w ubiegłym roku w ostatnich dniach października. Dożyła sędziwego wieku 95 lat. Na cmentarzu nie zabawiliśmy długo , było bardzo zimno .Spotkaliśmy się z wujem , bratem mojego ojca i po wspólnym odwiedzeniu grobów poszliśmy do pobliskiej pizzerii na kawę i pogadać . Pizzeria sympatyczna , choć maleńka . Do kawy podano nam kawałek domowego ciasta w gratisie. W kominku płonął ogień a z głośników płynęły przeboje z naszej młodości , nie zbyt głośne , akurat tyle żeby podkreślić nastrój a nie zagłuszyć rozmowy gościom. Rozmowa się przedłużyła więc zamówiliśmy sobie jeszcze herbatę i po ciasteczku (do herbaty , gratisów nie podawali) . Herbatkę podali nam w osobnych czajniczkach , do samodzielnego nalewania do filiżanek . Tak lubię . Trochę mnie to spotkanie zdołowało. Wujek źle się czuje , zrezygnował z pracy ( a do tej pory pracował mimo swoich 74 lat) , idzie na kolejny zabieg i mówi o śmierci . Niby trochę okrężną drogą , że nie wie czy dokończymy kolejną księgę , że przy takim zabiegu może być różnie , że musi dopilnować końca wymiany okien w mieszkaniu, bo jak nie teraz , to może już tego nie zrobić nigdy, że to może być nasze ostatnie spotkanie itd. Niby nic , ale ja to znam . W taki sam sposób mówiła babcia , a potem mój ojciec. A moje "coś mi mówi" ... podpowiada mi ,że tak być może. Nie od dziś mi podpowiada. Na razie nie chcę go słuchać . Wuja pocieszaliśmy ,że będzie dobrze , żeby nie myślał w taki pesymistyczny sposób ale on zawsze mocno stał na ziemi i nazywał rzeczy po imieniu . Doskonale wie co niesie ze sobą taki zabieg i jakie ma szanse. Cóż pozostaje się modlić ,żeby poszło dobrze. Posiedzieliśmy jakieś półtorej godziny , odwieźliśmy wuja na przystanek autobusowy i pojechaliśmy do domu. Pożyczyłam wujowi obiecane książki , odebrałam od niego kolejny , ósmy już tom naszej rodzinnej kroniki , jak zwykle oprawiony w czerwone płótno , ze złoconymi literkami na okładce. Tym razem poświęcone przecudnym mostom , których było aż siedem i ich historii . Wyszło pięknie.
Jutro niedziela . Nie zapowiada się spokojnie, zapowiedziała się starsza młodzież na popołudnie . Syn ma do obgadania jakieś sprawy firmowe z mężusiem ( w biurze nie ma kiedy - wciąż się wszyscy mijają w biegu ) a ja , będę się bawić z wnusią.
Włożyłam dziś moją jesienną pelerynę w kolorze rubinu. Najpierw miałam mieszane uczucia , ale już po półgodzinie noszenia stwierdziłam ,że zakup trafiony. Wygląda równie dobrze do dżinsów ,które miałam rano w biurze jak i do spódnicy. Na wyjazd włożyłam ciemnoszarą do kolan z grubego dżinsu i podobne w kolorze grube rajstopy . Muszę wypróbować jak będzie wyglądać z długą do kostek i botkami. No i jest bardzo ciepła.
Wieczór przy świecach , dzbanku herbaty i kieliszku nalewki - dziś wiśniowej ( przydała się na rozgrzewkę po podróży) , nowa tradycja??. Dziś w nocy zmiana czasu na zimowy.
Hania te przeczucia zwiększają się przed Wszystkimi Świętymi. Też myślałam do powrotu do spódnic. Wlazłam w te spodnie i nie mogę się od nich uwolnić. Syndrom Włoszki. One wiecznie w spodniach. Wystarczy, że w domu w dresie chodzę :)
OdpowiedzUsuńNie , Lucia to nie z powodu Wszystkich Świętych. Ja od dziecka mam pewne predyspozycje . Całe życie z tym walczę i próbuję nie rozwinąć swoich możliwości ale one są i dają o sobie znać .Niestety .
OdpowiedzUsuńA w spodniach mi zimno w cztery litery . Jesienią i zimą wolę grube rajstopy i spódnice. Latem i wiosną też nosze , bo lubię .