nie wyszła . Widać mi fiolet na
głowie nie pisany. Wyszedł ciemny brąz z różowawą poświatą.
Ten odcień brązu nazywa się róż indyjski . Niech mu będzie ,
bo w sumie nie wygląda to źle i nawet do mnie pasuje . Odcień
morello czyli brunatno – fioletowy jaki mi się marzy pozostanie
dla mnie nieosiągalny. Fryzjerka twierdzi,że na moich włosach się
nie uda ; wychodzi ,że ma rację .
Pierwsze w tym roku skrobanie szyb
samochodowych zaliczone . Rano był przymrozek . Pora zmieniać opony
na zimowe i lać zimowy płyn do spryskiwacza . No i zimowe płaszcze
z szaf wyciągać.
Jutro wybieramy się na groby moich
dziadków i pradziadków. Mieliśmy w planach zabrać wnuki , ale nie
wyszło. Wnusiu się rozchorował . A i tak by nie wyszło, bo kuzyn
sprzedał mieszkanie, kupił większe , mieszkają kątem u teściowej
a nowe jest dopiero w remoncie , który planują zakończyć w
grudniu.. Nie będziemy zwalać się do domu całkiem nam obcej osoby
.W tym układzie dzieci i tak nie miałyby możliwości się pobawić
z kuzynką , a zabierać ich tylko na przejażdżkę , w takie zimno
nie bardzo. Nawet jeśli pójdziemy na jakąś kawę do kawiarenki to
maluchy by nie wytrzymały przy stole. W tej sytuacji odpuściliśmy
w tym roku. Jedziemy sami..
Lista drobnych spraw domowych maleje i coraz bardziej wymięta , bo noszę po kieszeniach
. Dziś skreśliłam dwie pozycje; zaniosłam do naprawy mój
plecaczek i odwiedziłam spółdzielnię mieszkaniową – moje”coś
mi mówi” jak zwykle się nie myliło. Matka znów ma zaległości
; to znaczy ja mam , bo formalnie mieszkanie jest moje . Na szczęście
nie wiele , bo niecałe 400 zł , ale … jak tego nie spłaci to
będzie rosło. Już mi się nie chce nawet do niej dzwonić i
opieprzać po raz kolejny . I zrobię to w poniedziałek , nie chcę
sobie psuć weekendu. …
Czytam „czytadło” pt tytułem
„Wiktoriańska Kawiarnia „ - znaleźne, leżało na schodach na poczcie , nikt się nie chciał do niego przyznać - to pozbierałam . Skusiło mnie wdzięczne
słówko „wiktoriańska” i autorka . Miałam kiedyś dwa czytadła
tej autorki z robótkami na drutach jako wątkiem przewodnim obu –
całkiem sympatyczne , oddałam do biblioteki po przeczytaniu .
„Kawiarni „ czegoś brakuje , ale na jesienny wieczór dla
odreagowania może być. Poważniejszą pozycję historyczną
zostawiam sobie na później .
Odwiedziliśmy chorego wnusia. Załapał jakąś infekcję , kaszle, brzuszek boli , temperatura . No i marudzi jak to chory maluch . Siedział tylko biedulek i się przytulał co chwilę do kogoś. Normalnie jak przyjeżdżamy, szaleje z radości i zaraz wymyśla jakąś zabawę.
A w drodze powrotnej mijaliśmy wypadek. W miejscu , w którym nikt by się nie spodziewał, na prostym odcinku drogi pomiędzy krajową 15 a miejscowością gdzie mieszka syn z rodziną. Ruch wieczorem prawie żaden. Pojęcia nie mamy co kierowca mógł zrobić, że potężny suw wyleciał z drogi , dachował i wylądował kołami do góry na polu. I tak dobrze,że nie trafił w pobliskie drzewo. Kiedy przejeżdżaliśmy straż blokowała drogę i stała już karetka więc musiało być groźnie.
Z tematów firmowych , to płot prawie stoi - jutro będą kończyć i moja drukarka odmówiła współpracy ; no cóż , swój wiek ma i wciąż intensywnie pracuje, ma prawo . Czas pomyśleć o wymianie.
Kolejna kartka z dziennika .... lubię takie normalności. serdecznosci sobotnie
OdpowiedzUsuńNa razie konsekwentnie trwam przy codziennych zapiskach , choć chwilami mam wrażenie,że piszę o niczym albo się powtarzam
OdpowiedzUsuń