Niedziela trochę inna niż wszystkie. A to za sprawą wystawy rolniczej . Wybraliśmy sie przed południem . Ładna pogoda sprawiła ,że od samego rana już tłok panował niemożliwy. Nie lubię tłoku , ale co tam . Pokręciliśmy się po stoiskach i kramach , których w tym roku było wyjątkowo dużo . Większość z krzaczkami i innymi roślinkami do ogrodu , jedzeniem i góralskimi kapciami ( raczej z Chin niż z gór , bo śmiesznie tanimi) . Prawie każde stoisko z jedzonkiem czymś częstowało więc drugie śniadanie sobie załatwiłam bez wysiłku i za darmo. Kupiliśmy dla maluchów lizaczki - dyniaczki i wycinane ze sklejki przestrzenne puzle .Dla wnusi mebelki dla lalek , dla wnusia autko-kabriolet. Dla nas, koncentrat grzybowy, miód lipowy ( był wyjątkowo smaczny i intensywny w smaku) , miniaturowe słoiczki z miodem akacjowym i faceliowym i oscypek - podobno prawdziwy owczy. Okaże się jak zaczniemy go jeść. Oczywiście co kawałek znajomi , burmistrza nie wyłączając. Na stoiskach to samo , w końcu większość miejscowych z tych co się wystawiali to nasi klienci. Dlatego nie przepadam za miejskimi imprezami.Z drugiej strony lubię wszelkie targowiska i jarmarki dlatego chodzę na te wystawy. No i miałam okazję ubrać się w mój wypasiony żakiet. Mój mężuś też się ubrał odświętnie , choć jak zwykle w sportową marynarkę, dżinsy i kolorowy trochę ekstrawagancki krawat . Razem wzięci przyciągaliśmy spojrzenia. Hmmm ... teraz na stare lata... Ale ... cieszy mnie to , nie mogę zaprzeczyć.
Po obiedzie mężuś usiadł przy komputerze , a ja obstawiłam się książkami . Potrzebuję parę informacji w celu uzupełnienia wstępu do kolejnej rodzinnej księgi. Zanim zaczęłam czytać wstawiłam do garnka słoiki z buraczkami , a potem stwierdziłam ,że nie mam ochoty tak od razu czytać , pooglądam chwilę via sat history i się zdrzemnęłam ( po raz pierwszy od wielu miesięcy zdarzyło mi się zasnąć po południu) , no i spaliłam garnek. Woda się wygotowała, a sok buraczany zaczął wyciekać z pod wieczek i się przypalać . A mój mąż myślał,że piekę jakieś ciasto i nie poszedł sprawdzić dlaczego pachnie karmelem . Garnek do kasacji . jakimś cudem nie popękały słoiki.
Resztę popołudnia czytałam . Informacji znalazłam nie wiele , ale jak pozbieram je wszystkie to coś z tego będzie. Około 19.00 przyjechała wnusia z rodzicami . Posiedzieli godzinkę , bo mała jutro musi wstać do szkoły . Wieczór upływa nam jak wszystkie ostatnio .
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz