babusia

babusia
Obrazek znaleziony w cyberprzestrzeni- autor nie wiadomy

sobota, 11 lutego 2023

11.02.2023 „Krakowiaczek ci ja „…

 Zaczynam te dzisiejsze zapiski trochę z przymrużeniem oka , ale zaraz okaże się dlaczego.  Zgadnijcie cóż to takiego ?  ta urocza para na zdjęciu …



Tak, to cepeliowskie figurki w strojach ludowych z lat 70-tych. Występowały w kilku wersjach w tym i łowickiej, wielkopolskiej i kurpiowskiej ale te krakowskie cieszyły się największym wzięciem , przynajmniej w naszej miejscowej Cepelii , która wówczas mieściła się w starej kamienicy na Rynku.  Tak informacyjnie dla młodszego pokolenia : Cepelia to była sieć sklepów , które sprzedawały rękodzieło i zrzeszały twórców ludowych. Pannie Krakowiance wyblakła spódniczka i korale , pan Krakowiak stracił jedno oko a cekiny na jego pasku blask straciły , ale przecież oboje wiekowi ; dobiegają lat 50-ciu.  Dokładnie to figurka ma lat 48.  Ci , co uważnie czytają mój blog , albo zadali sobie trud przebrnięcia przez mój blog wspominkowy wiedzą , że we wczesnej młodości strzelałam z broni sportowej . Jak zresztą mój ojciec i jego młodszy brat. Trening zaczęłam pod okiem ojca w wieku lat 7 , kiedy jeszcze nie mogłam sama udźwignąć zwykłej wiatrówki. Pamiętam , jak ojciec przyklękał, układał sobie wiatrówkę na ramieniu, żebym miała oparcie a ja miałam tylko wycelować zgodnie z jego wskazówkami i pociągnąć za spust. Szło mi nie źle , szybko polubiłam te strzelanki i pilnie chodziłam z ojcem na treningi a wkrótce i na zawody. Po jakimś czasie , kiedy już mogłam utrzymać wiatrówkę strzelałam już bez podparcia i marzyłam żeby postrzelać z prawdziwego karabinku . Przyszedł w końcu i na to czas , ojciec tymczasem  zrobił uprawnienia sędziego strzeleckiego i zależnie od okoliczności raz sędziował , albo innym razem  startował w zawodach. We wrześniu w 1975 w zakładzie ojca odbywał się doroczny trzydniowy festyn jesienny , na który zjeżdżali się ludzie ze „ Zjednoczenia „( dziś nazywa się to holdingiem , albo konsorcjum) .Bywało i po 500 ludzi z różnych stron kraju.  Odbywały się zawody sportowe , tańce , występy zakładowych artystów i to, na co cały rok czekały wszystkie spółdzielnie ; zawody strzeleckie. I na tym właśnie festynie po raz pierwszy strzelałam jako zawodnik  ( oczywiście wcześniej trenowałam) z wymarzonego, lekkiego karabinka KBKS. Drużyny liczyły po 5 osób , a że o amunicję było trudno to tylko po 5 strzałów. Do punktacji liczyły się 3 najlepsze. Poszło mi świetnie ; cztery dziesiątki w tym jedna centralna i ósemka .  Pozostałym osobom z drużyny szło zresztą równie dobrze, jako drużyna wygraliśmy w klasie KBKS , ale mojego wyniku nikt nie pobił. Puchłam z dumy wybierając nagrodę jako pierwsza . System nagród był ustalony na tych festynach raz na zawsze. Organizator kupował różne fanty mniej – więcej tej samej wartości , a zwycięzca sobie wybierał w kolejności wg zdobytej punktacji . Jako zdobywczyni I miejsca  mogłam wtedy wybrać jako pierwsza i mój wybór padł na te właśnie figurki w krakowskich strojach. Jakimś cudem przetrwały wciśnięte w kąt witrynki z porcelaną w domu u mojej matki. I właśnie kilka dni temu  z tego kąta je wyciągnęłam.  Udział w zawodach , w tym i w tych zakładowych brałam jeszcze wiele razy . Nauczyłam się też strzelać z pistoletu pneumatycznego i z karabinu sportowego typu „wostok” , radzieckiej produkcji. Z takich karabinów strzelali sportowcy z reprezentacji. To już była poważniejsza sprawa i wymagała większej siły i umiejętności. Kilka razy zajmowałam też miejsca na podium w zawodach szkolnych. Tamte zawody jednak zapamiętałam . Były najlepsze w mojej strzeleckiej karierze. Po skończeniu szkół nie miałam już jednak czasu i możliwości dalszych treningów . Wiecie jak to jest ; praca , dom , małe dzieci…  Tradycję rodzinną kontynuował parę lat później  nasz starszy syn z bardzo dobrymi wynikami ; w wieku 16 lat osiągnął najlepszy wynik w mieście, w rozgrywkach długoterminowych :  998 punktów na 1000 możliwych ,na co mamy dowód w postaci artykułu z miejscowej prasy;  nadal to robi               ( niedawno wspominałam ,że mamy swoją drużynę firmową ) a od kilku miesięcy trenują i strzelają na miejskiej strzelnicy  również wnuczka i starszy wnuk. Tyle tylko, że mają dużo większe możliwości i więcej rodzajów broni do wyboru.  A moja para krakowska ?  Spróbuję przywrócić im blask , bo czas ją nieco  nadwyrężył i pewnie kiedyś będę opowiadać o nich wnukom albo i prawnukom .

2 komentarze:

  1. Ależ cudowna historia. I jak cudownie, że nagroda się odnalazła. I wspomnienia. Dobrze, że zabrałaś tę parę. Oczywiście Cepelię pamiętam. Dużo rzeczy tam kupowałam. Zwłaszcza tkaniny. Pamiętam kupiłam też zasłony w słoneczniki a właściwie firanki. Piękne rzeczy tam bywały. I oczywiście figurki w ludowych stronach. Uściski

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, tkaniny też pamiętam i jeszcze hafty i wyroby z bursztynu . Cudne były.

      Usuń