Zaczynam te dzisiejsze zapiski trochę z przymrużeniem oka , ale zaraz okaże się dlaczego. Zgadnijcie cóż to takiego ? ta urocza para na zdjęciu …
Tak, to cepeliowskie figurki w strojach ludowych z lat
70-tych. Występowały w kilku wersjach w tym i łowickiej, wielkopolskiej i
kurpiowskiej ale te krakowskie cieszyły się największym wzięciem , przynajmniej
w naszej miejscowej Cepelii , która wówczas mieściła się w starej kamienicy na
Rynku. Tak informacyjnie dla młodszego
pokolenia : Cepelia to była sieć sklepów , które sprzedawały rękodzieło i
zrzeszały twórców ludowych. Pannie Krakowiance wyblakła spódniczka i korale ,
pan Krakowiak stracił jedno oko a cekiny na jego pasku blask straciły , ale
przecież oboje wiekowi ; dobiegają lat 50-ciu.
Dokładnie to figurka ma lat 48.
Ci , co uważnie czytają mój blog , albo zadali sobie trud przebrnięcia
przez mój blog wspominkowy wiedzą , że we wczesnej młodości strzelałam z broni
sportowej . Jak zresztą mój ojciec i jego młodszy brat. Trening zaczęłam pod
okiem ojca w wieku lat 7 , kiedy jeszcze nie mogłam sama udźwignąć zwykłej
wiatrówki. Pamiętam , jak ojciec przyklękał, układał sobie wiatrówkę na
ramieniu, żebym miała oparcie a ja miałam tylko wycelować zgodnie z jego
wskazówkami i pociągnąć za spust. Szło mi nie źle , szybko polubiłam te
strzelanki i pilnie chodziłam z ojcem na treningi a wkrótce i na zawody. Po jakimś
czasie , kiedy już mogłam utrzymać wiatrówkę strzelałam już bez podparcia i
marzyłam żeby postrzelać z prawdziwego karabinku . Przyszedł w końcu i na to
czas , ojciec tymczasem zrobił
uprawnienia sędziego strzeleckiego i zależnie od okoliczności raz sędziował ,
albo innym razem startował w zawodach.
We wrześniu w 1975 w zakładzie ojca odbywał się doroczny trzydniowy festyn
jesienny , na który zjeżdżali się ludzie ze „ Zjednoczenia „( dziś nazywa się
to holdingiem , albo konsorcjum) .Bywało i po 500 ludzi z różnych stron kraju. Odbywały się zawody sportowe , tańce , występy
zakładowych artystów i to, na co cały rok czekały wszystkie spółdzielnie ;
zawody strzeleckie. I na tym właśnie festynie po raz pierwszy strzelałam jako
zawodnik ( oczywiście wcześniej
trenowałam) z wymarzonego, lekkiego karabinka KBKS. Drużyny liczyły po 5 osób ,
a że o amunicję było trudno to tylko po 5 strzałów. Do punktacji liczyły się 3
najlepsze. Poszło mi świetnie ; cztery dziesiątki w tym jedna centralna i
ósemka . Pozostałym osobom z drużyny
szło zresztą równie dobrze, jako drużyna wygraliśmy w klasie KBKS , ale mojego
wyniku nikt nie pobił. Puchłam z dumy wybierając nagrodę jako pierwsza . System
nagród był ustalony na tych festynach raz na zawsze. Organizator kupował różne
fanty mniej – więcej tej samej wartości , a zwycięzca sobie wybierał w
kolejności wg zdobytej punktacji . Jako zdobywczyni I miejsca mogłam wtedy wybrać jako pierwsza i mój wybór
padł na te właśnie figurki w krakowskich strojach. Jakimś cudem przetrwały
wciśnięte w kąt witrynki z porcelaną w domu u mojej matki. I właśnie kilka dni
temu z tego kąta je wyciągnęłam. Udział w zawodach , w tym i w tych
zakładowych brałam jeszcze wiele razy . Nauczyłam się też strzelać z pistoletu
pneumatycznego i z karabinu sportowego typu „wostok” , radzieckiej produkcji. Z
takich karabinów strzelali sportowcy z reprezentacji. To już była poważniejsza
sprawa i wymagała większej siły i umiejętności. Kilka razy zajmowałam też
miejsca na podium w zawodach szkolnych. Tamte zawody jednak zapamiętałam . Były
najlepsze w mojej strzeleckiej karierze. Po skończeniu szkół nie miałam już
jednak czasu i możliwości dalszych treningów . Wiecie jak to jest ; praca , dom
, małe dzieci… Tradycję rodzinną
kontynuował parę lat później nasz
starszy syn z bardzo dobrymi wynikami ; w wieku 16 lat osiągnął najlepszy wynik
w mieście, w rozgrywkach długoterminowych :
998 punktów na 1000 możliwych ,na co mamy dowód w postaci artykułu z
miejscowej prasy; nadal to robi ( niedawno wspominałam ,że mamy
swoją drużynę firmową ) a od kilku miesięcy trenują i strzelają na miejskiej
strzelnicy również wnuczka i starszy
wnuk. Tyle tylko, że mają dużo większe możliwości i więcej rodzajów broni do
wyboru. A moja para krakowska ? Spróbuję przywrócić im blask , bo czas ją
nieco nadwyrężył i pewnie kiedyś będę
opowiadać o nich wnukom albo i prawnukom .
Ależ cudowna historia. I jak cudownie, że nagroda się odnalazła. I wspomnienia. Dobrze, że zabrałaś tę parę. Oczywiście Cepelię pamiętam. Dużo rzeczy tam kupowałam. Zwłaszcza tkaniny. Pamiętam kupiłam też zasłony w słoneczniki a właściwie firanki. Piękne rzeczy tam bywały. I oczywiście figurki w ludowych stronach. Uściski
OdpowiedzUsuńTak, tkaniny też pamiętam i jeszcze hafty i wyroby z bursztynu . Cudne były.
Usuń