Postanowiłam ułatwić sobie pracę i ugotowane wczoraj buraczki zmielić w maszynce montowanej do mojego super - robota . Skończyło się większym sprzątaniem kuchni i odplamianiem bluzki. Poszło szybko , ale moc silnika jak do miękkich buraczków okazała się za duża nawet na najniższych obrotach . Sok kapał z wszystkich złożeń i pryskał dookoła.. następnym razem użyję tarczy do tarcia ziemniaków. Było myśleć , a tak zaliczyłam dodatkową robotę . Ale mniejsza o to . Jutro doprawię , włożę do słoików i zagotuję . Niestety zostały mi tylko słoiki litrowe . Muszę kilka kupić.
Rano poszłam na targ. Trafiło mi się ;.kupiłam piękny szal na zimę , czarny w ciemnoczerwone róże . Jedyny taki egzemplarz. na całym targu . Od razu wpadł mi w oko.. Będę miała idealny dodatek do zimowej kurtki.. A poza tym , w pracy jak zwykle czyli urwanie krawatki..
Komin dla wnusi nabiera kształtu . Do niedzieli skończę .
Jutro muszę pojechać na cmentarz odwiedzić Ojca. ; jutro mija 16 lat odkąd zmarł..
Za oknem dziś mgliście i deszczowo .
Mam nową robotę na sobotni wieczór ; uszycie firanek z materiału , który niedawno kupiłam w Ikei . Na razie do sypialni , do saloniku jeszcze nie wymyśliłam jak mają wyglądać. Nawet jedwabne kwiatki do ich podpięcia dziś kupiłam - jak zwykle w drodze na pocztę . Ostatnio widuję tylko po kawałku ul. Warszawskiej , Fabrycznej i Sienkiewicza ( coś jak Trójkąt Bermudzki) . Resztę miasta oglądam z okien samochodu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz