Przynajmniej takie powinny być , bo taki wieczór jak dziś w , w przeddzień Wszystkich Świętych powinien skłaniać do zadumy, wspominania , wyciszenia się , ale ... klimat nie sprzyja. Dzień zabiegany jak każdy inny. Urwałam się dwa razy z biura . Raz rano na pocztę , a przy okazji po chleb ( i dobrze zrobiłam , bo po południu musiałabym kupować w markecie,a za takim nie przepadamy, z piekarni lepszy) , odebrałam od rymarza plecak ; naprawili a jakże i skasowali za to tylko 10 zł , jakim cudem jeszcze zakładu nie zamknęli przy takich cenach ? i na koniec odebrałam ozdobne listwy do łazienki - mężuś z synalkiem zapomnieli o jednym kartonie jak odbierali - kilka dni temu właściciel sklepu się zorientował i mi zadzwonił, że zostały . Tym sposobem załatwiłam kilka tematów . Drugi raz około południa , ale tylko na krótko , na plac targowy po kwiaty . Owszem było tego niemało , ale w odkąd kupuję kwiaty na Święto Zmarłych nie spotkałam tak marnych chryzantem w doniczkach .W końcu kupiłam cięte w pięknym złocisto - brązowym odcieniu. Chyba jakaś zaraza w tym roku zaatakowała chryzantemy , bo sprzedawcy gadali między sobą coś o startach i zmniejszeniu produkcji więc tak sobie wykoncypowałam , że musiało coś z hodowlą nie pójść.
Już myślałam,że przynajmniej popołudnie będę miała spokojniejsze i załatwię wszystkie domowe sprawy na spokojnie , ale nie pisane mi było. Zdążyłam słoiki z przysmakami do piwnicy zanieść a wnusię mi młodzież podrzuciła, bo jechali na cmentarze odnowić literki u mojego wnuczka a potem na drugi cmentarz ,żeby zrobić to samo u ojca i dziadków synowej. Mała zmarzła by tylko niepotrzebnie , a jest trochę przeziębiona. No to co miałam zrobić . Zajęłam się . Dziadka niestety nie było więc nie mogłam się za bardzo za robotę zabierać . Dziecko urządziło sobie teatrzyk z udziałem mojego pluszowego kota Gryzomira i swojej laleczki Zosi , a ja zabrałam się za naprawę garderoby wnusinej. Tak się jej to spodobało,że stwierdziła, że też by chciała szyć . No to wzorem swojej babci poszukałam dużą igłę - snukówkę czyli taką do cerowania skarpet , kolorową mulinę i kawałek płócienka . Wyrysowałam serduszko , nawlokłam igłę i pokazałam dziecku jak wyszyć fastrygą serduszko. I ku mojemu zachwytowi dziecko sobie z tym poradziło. Próbowała już parę miesięcy temu ale kiepsko jej szło , a dziś poszło jak z płatka . Jak tylko wrócili rodzice poleciałam do biedronki po zakupy. Tłok panował sakramencki a towar wymiotło, ale to co mi brakowało kupiłam . Potem jak wrócił mężuś zajęłam się domowymi zajęciami , sprzątanie, obiad na jutro , prasowanie mężusiowych koszul . Wszystko szybko , bo późno zaczęło się robić . Mężuś z synalkiem jeszcze obgadywali jakieś firmowe tematy , synowa z braku lepszego zajęcia czytała miejscowy tygodnik a wnusia z kawałków włóczki i mojej nieudanej robótki ( miał być szydełkowy guziczek do czapki wnuczka a wyszło kółko ) zrobiła dla mamy naszyjnik !!! I zrobiła to ładnie , w dodatku pięknie skomponowała go kolorystycznie . Zadziwiają mnie doprawdy jej rozliczne talenty. Kiedy w końcu pojechali mogłam dokończyć robotę i w końcu usiąść i odsapnąć , tyle,że zrobiło się już mocno po 23. I gdzież tu czas na zadumę? Jutro tradycyjnie odwiedzimy bliskich w miejscach spoczynku a potem też tradycyjnie pojedziemy na podwieczorek do teściowej. I może choć wieczór upłynie w zadumie i wspominaniu ?
Nie mam pomysłu jak się jutro ubrać żeby nie zmarznąć , a nie wyciągać z szafy zimowego płaszcza - jakoś jeszcze nie mam ochoty stroić się w zimowe szmaty. Nie, nie ,żadnej rewii mody urządzać nie myślę .
Dzis było bardzo ładnie i ciepło i o dziwo nie było specjalnie rewii mody. Czas na zadumę sie znajdzie. Nie musi byc w takich specjalnych dniach. Ta zaduma przychodzi niespodziewanie.
OdpowiedzUsuńOj to prawda , szkoda tylko,że nie częściej.
OdpowiedzUsuń