W kwestii przepowiedni uszło mi na sucho. Każdy latał dziś jak narwany , nikt o meczu otwarcia nie myślał. U młodszego syna ruszyła budowa domu, wjechała koparka czyli ważny dzień dla młodszej młodzieży. Mężuś leciał do sąsiedniej miejscowości spawać światłowód, który pocięli przy remoncie i stanęła cała firma, starszy pojechał w swoich sprawach , pracuś też , synowa ogarniała dostawę zamówionego towaru , a ja krążyłam i pisałam faktury. I tak do 14,00 , potem lekko zluzowało, przynajmniej mnie. Krążyłam z papierami , ale nie tylko. Matka znów mi narozrabiała. Rano byłam zmierzyć jej ciśnienie ; wszystko grało . Kojarzyła, była na chodzie i już planowała się na działkę wypuścić . Około 11.00 zadzwoniła, czy mogę ją zabrać z przychodni , tam gdzie zawsze chodzi , bo zasłabła na ulicy, jak była w mieście . Pomyślałam ,że pewnie znów nie piła wody, bo nie lubi . Pytam się o to ale twierdzi , że pije. Dokończyłam , co miałam zrobić i pojechałam . Ledwie mnie zobaczyła , wypaliła z tej przychodni , w takim tempie, że ledwie za nią nadążyłam. Pytam się co się stało i po co po poszła do miasta. . No poszłam , bo musiałam iść do przychodni . To jak zasłabłaś czy nie, pytam. Po dłuższym powtarzaniu pytań po co poszła, przecież leki jej załatwiłam i wczoraj przyniosłam nową fiolkę stwierdziła, że poszła , bo miała iść do przychodni . Na koniec powiedziała, że musiała zapłacić za telefon ( faktycznie zapłaciła) i znów, że iść do przychodni . W jakim celu??? Po kolejnym pytaniu , stwierdziła, że właściwie to nie wie po co , przecież leki ma. Na osłabioną nie wyglądała ani trochę i raczej na pewno nic jej nie było . Odwiozłam ją do domu i przykazałam pić dużo wody i zakładać kapelusz jak gdzieś wychodzi. Najwyraźniej coraz bardziej głowa jej wysiada. Jak tak po powrocie pogadałam z synową , to doszłyśmy do wniosku, że pewnie zabłądziła w mieście i nie bardzo wiedziała co sobą zrobić więc weszła do przychodni, bo to zna. Muszę jakiś lokalizator wykombinować , i sobie aplikację na komórkę wrzucić, żebym w razie czego wiedziała , gdzie jej szukać. Cóż. lepiej nie będzie i pewnie nie jedną taką jazdę jeszcze zaliczę.
W domu właściwie już prawie wszystko gotowe do malowania . Jeszcze tylko drobna przeróbka instalacji Były 2 plafony , będzie jeden więc trzeba przesunąć kable jakieś 80 cm. Sufit jest podwieszony więc zajmie to ze 20 minut. Jutro damy radę . Najważniejsze, że wszystko wystawione , zdjęta wykładzina, kaloryfery i zdemontowane nasze ogromne małżeńskie łóżko. Jak juz zdjęte to skorzystam i wypiorę pokrowiec , co zwykle jest sporym wyzwaniem . I tak co lato go piorę a najbliższe dni zapowiadają się upalnie więc wyschnie szybko. Koczujemy przez najbliższe dwa tygodnie na kanapie w saloniku . Malowanie potrwa trzy dni - tak majster zapowiedział, ale przywrócenie wszystkiego do stanu używalności i posprzątanie to już inna bajka.
Jutro małżonek jedzie na drugą dawkę szczepienia a ja na wszelki wypadek. Tym razem z pominięciem szwendactwa , bo robota do wykonania została.
Za chwilę przetestuję przydatność okularów do czytania ,przy szyciu. Najmłodszy wnusiu zrobił mi wrzutkę ; naprawić ukochanego miśka pandę . No to co ma babcia zrobić ,tylko łapać za igłę i szyć .
Musisz matce powkładać kartki z adresami do torebki, kieszeni. Nawet wszyć. Lokalizacja też, ale stare sposoby przydatne. Nie będzie lepiej. Babcia zobowiązana do naprawek. A praca cóż bywa i młyn.Usciski
OdpowiedzUsuńTo już zrobiłam jakiś czas temu . Naklejki z przypomnieniami o różnych domowych sprawach też .Powyrzucała i pozdzierała wszystko, bo "robię z niej wariatkę". Pewnych rzeczy nie przeskoczę. Radość wnusia bezcenna - wyściskał mnie i skakał z radości jak mu naprawioną pandzie oddałam.
Usuń