Wczoraj znów miałam akcję z tym babskiem co się do matki na chatę wsypuje. Po poprzedniej interwencji stwierdziliśmy, że trzeba znowu wymienić zamek w drzwiach i założyć czujnik otwarcia drzwi. A że wczoraj znaleźliśmy trochę czasu pod wieczór , to pojechaliśmy, z narzędziami i jedną z trzech wkładek , których już zdążyliśmy się dorobić. Zagadywałam matkę i wmówiłam ,że jej w końcu ten zamek naprawimy, bo się od dawna zacina, przy okazji uruchomiłam jej telewizor, bo oczywiście "jest do niczego i nie działa" .No nie działał , bo po pierwsze to się rozkodował dekoder , przez to, że wyłącza go z gniazda sieciowego , a po drugie jak się okazało wyłączony był też zasilacz od routera i tu podejrzewam babsko, że babsko podejrzewało , że może być jakiś podsłuch włączony skoro jest internet (może tak, może nie , chociaż po prawdzie nie posądzam babska, że jest aż tak kumate żeby wiedzieć jak to wszystko działa). Małżonek zrobił swoją robotę , aplikacje od czujnika otwarcia zadziałały, wrzuciłam smartfon na szafę w pokoju na wprost drzwi i wyszliśmy. Po tych jazdach mam już nawyk , że rozglądam się na boki, żeby sprawdzić czy się gdzieś babsko nie czai, a że normalnie widzę bardzo daleko , a z bliska jestem ślepa jak kret to dojrzałam jak sunie wzdłuż bloku . Jak ją dojrzałam akurat minęła trawnik i znalazła się przy bloku obok. Mieliśmy tylko kilka sekund na dojście do parkingu i schowanie się za autem. Niestety przed matki blokiem jest latarnia i przez to dobrze widać co się przed nim dzieje więc pewnie nas zauważyła, bo na chwile znikła. Postanowiliśmy, że schowamy się, poczekamy aż wejdzie i zadzwonimy na policję. Chwilę trwało zanim pojawiła się znowu a ja akurat stałam w szczycie i wyglądałam na ulicę od strony matki okien. I znów musiałam szybko przelecieć przez trawnik i parking. Małżonek tymczasem schował się za autami. I jak już podchodziłam do parkingu to się pojawiła. Nie mogła mnie dobrze widzieć , bo znalazłam się między dwoma autami w pozycji prawie siedzącej , ale dla lepszego efektu położyłam się na trawniku , głową za kołem samochodowym a plecami do chodnika. Zrobiłam to ta jak bym się przewracała. W takich po części ciemnościach po części padających cieniach od aut i z pewnej odległości mogło wyglądać , że to jakiś pijaczek wywrócił się i nie może pozbierać. W każdym razie babsko poszło dalej, minęła klatkę i skręciła za blok. A tymczasem skorzystaliśmy z okazji i zajęliśmy pozycje za śmietnikami, a dokładniej to za krzakami , które rosną na tyłach śmietnika i to się okazało świetną kryjówką , bo nawet bez pochylania się mogliśmy widzieć co się dzieje . Nie minęło 10 minut i znów się przyplątała. Weszła do klatki otwierając sobie drzwi skradzionym kluczem i znikła. A my wyczekaliśmy kilka minut i od razu zadzwoniłam na policję. Przyjechali po 15 minutach . Weszłam z patrolem - tym razem dwóch rosłych facetów. I skończyło się jak zwykle , babsko się odgrażało i kłamało, że jej ukradłam kolczyki i jak to matkę biję i ją głodzę , wrzeszczało do policjantów, matka darła się na mnie i na policjantów , policjanci babsko wylegitymowali i wystawili za drzwi . Nagadali matce, że ma jej nie wpuszczać i wyszliśmy, Przyznaję się ze wstydem , że i ja nawrzeszczałam na to babsko, wrzaski matki po prostu zignorowałam. Chyba najspokojniej zachowywał się w tym mój małżonek i jako jedyny sensownie gadał z policjantem. Dopiero na dole jak wyszliśmy i zaczęli z nami gadać bez rozwrzeszczanych bab zrobiło się normalnie . Chłopaki odnotowali zdarzenie, wyjaśniłam o co w tym wszystkim chodzi. Ile mnie to wszystko kosztowało nerwów to tylko ja wiem. A dziś już kompletnie nie pamiętała co się działo. No cóż... Od rana zadzwoniłam do opiekunki , żeby mi dała znać jak będzie szła do matki to podwiozę nowy klucz. I tak też zrobiłam. Jak już się uwinęłam z robotą biurową , to miałam z dwie godziny luzu , bo dziś same spotkania chłopaki mieli i ogadywali różności z klientami i w tej sytuacji za wiele mi nie wrzucali do roboty więc miałam czas pomyśleć co z tym wszystkim zrobić. No i doszłam do wniosku, że to nie ma sensu , bo i tak jest luka w prawie i nikt mi nie pomoże na tym etapie , bo nie może czyli walę łbem o ścianę i nic z tego nie wynika. Bez papieru z sądu niczego nie ugryzę. Przy okazji wymyśliłam ,że zamkniemy duży pokój , żeby babsko nie miało gdzie zanocować jak ją matka wpuści . Sama śpi i właściwie cały czas żyje tylko w małym. Założymy zamek patentowy , a ja i tak muszę jeździć dwa razy dziennie więc wieczorem zamknę, rano otworzę, żeby miała dostęp do całego mieszkania . Wiem , głupi pomysł ale przez to, że głupi może okazać się równie skuteczny jak odcięcie od kasy...