A w nim festiwal kultury słowiańskiej i cysterskiej , w tym roku pod hasłem " święci i bohaterowie".
Uwielbiam takie średniowieczne imprezki i świetnie się na nich bawię . Okazało się ,że nasze wnuczęta również . Wczoraj było więcej imprez dla dzieci , ale wnusiu jechał na rajd rowerowy organizowany przez szkołę więc wybraliśmy się dziś. Maluchom sie podobało ; oklaskiwali walczących wojów , strzelali z łuków i miniaturowych maszyn oblężniczych , pracowicie skrobali gęsim piórem zamoczonym w tuszu po pergaminach, przymierzali oręż i obejrzeli niemal wszystkie stoiska rzemieślników
Przygotowanie do bitwy - wrogie drużyny stoją na przeciw siebie i rzucają wzajemne wywania
Potyczka wre i jak w prawdziwej bitwie szczęk oręża miesza się z bojowymi okrzykami i jękiem rannych ( nie , nie tym razem takich nie było , ale zdarzają się wypadki)
Drużyna została otoczona ; przyjmuje szyk do obrony w otwartym polu - w prawdziwej bitwie są bez szans
Na pobojowisku trwa już tylko dobijanie rannych i rabunek
Pojedynek ćwiczebny w kręgu honoru - uczciwie jeden na jednego. Będzie jeszcze krąg zdrady ; w tym kręgu nie obowiązują żadne zasady
Kandydat na woja
Praca w klasztornym skryptorium - w tym przypadku urządzonym w krużgankach klasztoru
Przymierzanie chełmu - ten był nawiększy i najcięższy i uwaga: z epoki czyli jakieś 8-9 wieków.
Widok na dziedziniec kościoła pocysterskiego , kilka lat temu zwiedziliśmy go dokładnie , ma ciekawy wystrój i jeszcze ciekawszą historię i jak wszystkie stare kościoły mroczną , mistyczną aurę
Nie obeszło się bez kupowania pamiątek . Zrobiliśmy im tę frajdę . Wnusia wróciła z koroną z kwiatów, zawieszką z serduszek i zapasem strzał do łuku , który ma w domu ( teraz jest na tapecie Merida Waleczna - Anna i Elza odchodzą po woli w cień) , wnusiu z kuszą i mieczem . Ja tym razem skromnie; dwie saszetki pachnących ziół do kąpieli - u mnie jednak saszetki posłużą za dekorację w kuchni. Na koniec zrobiliśmy im po tak zwanym nieśmiertelniku, z imieniem, miejscowością i datą dzisiejszej imprezy.Niech mają na pamiątkę wyprawy.
Zabrałam koszyk z jedzeniem , ale wrócił prawie nie ruszony. Na obiadek poszliśmy do klasztornej stołówki na świeżym powietrzu. Klasztorni kucharze i salezjańscy klerycy, którzy potrawy serwowali nie żałowali przyjezdnym strawy . Porcja kosztowała 8 zł ale najedliśmy się jak za 48 albo więcej. Porcje były ogromne i co ciekawe wszystko świeże , robione na bieżąco , żadne tam odgrzewane mrożonki. Objedliśmy się niemożliwie . Wycieczka nie liczyła by się bez wizyty w macdonaldzie . Po powrocie wstąpiliśmy na lody - to dzieciaki a my na owocowe , mrożone napoje.
Było też sporo atrakcji dla dorosłych i w innych okolicznościach pewnie byśmy zabawili tam dłużej i więcej zwiedzali , ale dziś miała być frajda dla dzieci więc się na tym skupiliśmy.
Dzieciaki miały frajdę i dziadkowie też , czerwiec to miesiąc festynów . Nasze miasto ma swoje dni też w czerwcu . Może uda się spędzić je z wnukami , nie mogę się doczekać .
OdpowiedzUsuńWszyscy zadowoleni i pełno pamiątek. I to najwalniejsze. Super zdjęcia. W lecie chyba będzie więcej takich ciekawych imprez. :***
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńKoniecznie Babiszonku ! Chwile z wnukami bezcenne !
UsuńLucia, u nas w okolicy wciąż są jakieś imprezy przez całe lato . Taka średniowieczna w sierpniu w Grzybowie na wykopaliskach .Ale inne też ; żywy skansen na Lednicy , niedziele za miastem i inne.
OdpowiedzUsuń