babusia

babusia
Obrazek znaleziony w cyberprzestrzeni- autor nie wiadomy

poniedziałek, 20 września 2021

20.09.2021 Sezon na emeryta

 No tak, bo ten właściwy sezon wakacyjny nad morzem się skończył.  Aktualnie nad morzem minimum 55+ . To ma swoje zalety . Nie było wielkiego tłoku, hałasu i smrodu przypalonego oleju od ryb i frytek. Nie było tez za dużo budek i sklepików , a te co były kończyły sezon. Za to "szły" wszelkiej maści cieplejsze  nakrycia głowy, bo niestety ochłodziło się i to znacznie . Ale po kolei . Wyjechaliśmy w piątek około 13.00 i po pięciu godzinach nieśpiesznej jazdy z przystankami na kawę dotarliśmy do Jarosławca, do hoteliku, który wykupiła  dla nas młodzież w ramach prezentu. Hotelik blisko morza , z widokiem. Oczywiście nie siedzieliśmy w pokoju .Od razu ruszyliśmy na spacery .Najpierw na klif a zaraz potem uliczkami. I oczywiście dokąd? Nie trudno się domyślić ; do muzeum bursztynu. Było czynne więc od razu udaliśmy się na zwiedzanie. W sumie nie jest jakoś szczególnie okazałe , ale ciekawie zorganizowane.  Wejście to prastary las z żywicznymi drzewami , z których bursztyn powstawał. Bo jak wiadomo, bursztyn to nie kamień , tylko skamieniała żywica , choć jako materiał jubilerski , nie ma sobie równych. Z sali drzew i historii przechodzi się przez wejście w pniu drzewa do sali wystawowej , z wyrobami jubilerskimi. I tu było całkiem ciekawie , co niebawem pokażę na zdjęciach . Zwiedzanie kończy się zejściem do sklepiku z wyrobami z bursztynu; od mydełek i środków do pielęgnacji ciała i włosów , świec , bryłek bursztynu ,po artystyczną biżuterię.  Ceny dość wygórowane , więc nie skorzystaliśmy.  Resztę dnia spędziliśmy na spacerach, po miasteczku i plaży oraz skromnej kolacji w barze . Nie przewidzieliśmy, że o 19 z minutami restauracje zostaną zamknięte. W trakcie tych wędrówek kilka razy popadało i znacząco się ochłodziło. Następnego dnia Bałtyk szalał.  Parę stopni w skali Beauforta na pewno. Na plażę wejść się nie dało a jeśli już to na krótko i w grubych kurtkach , dla ochrony przed zimnem. Po śniadaniu i pogaduchach z pensjonariuszami z hotelu znów ruszyliśmy na wędrówkę . Pochodziliśmy też po miasteczku i ostatnich budkach z pamiątkami . Bo wiadomo; babcia z dziadkiem muszą coś dla wnucząt znaleźć. Kręciliśmy się po budkach z pamiątkami , książkami i magnesami , wstąpiliśmy do kawiarenki na filiżankę kawy  a po południu pojechaliśmy do Łazów. W Łazach spędzają urlop nasi przyjaciele z Poznania , więc postanowiliśmy ich odwiedzić. Nie jest specjalnie daleko , tylko 53km .  Załapaliśmy się na rybę , którą nas poczęstowali. Pogadaliśmy, pospacerowaliśmy po miasteczku . Tu raczej przesadziłam ; bo Łazy to typowy kurort. Żyje tylko latem , o tej porze roku czynny jest jeden sklepik spożywczy i jedna lodziarnia. Wróciliśmy na kolację . Tym razem trafiliśmy na czynną restaurację tuż nad morzem . Kolejny dzień okazał się równie zimny i sztormowy jak poprzedni. O 11 kończyła się doba hotelowa więc zaraz po śniadaniu spakowaliśmy swoje rzeczy , a przemiła pani właścicielka pozwoliła nam zostawić auto na hotelowym parkingu . Pochodziliśmy jeszcze po plaży i miasteczku , a potem pojechaliśmy do Darłowa zwiedzić zamek Książąt Pomorskich . Zaliczyliśmy pełną trasę z wieżą, wystawą o historii mieczy i salą tortur dla czarownic. Ekspozycja okazała się ciekawa , traktowała o historii rodu Gryfitów , Pomorza miejscowości i turystyki nadmorskiej . Poszczególne części zostały ukryte w różnych zakamarkach , zakręconych korytarzach i schowanych  salach . Zwiedzając miało się wrażenie lekkiego zagubienia . Oczywiście nikt się nie zgubił i myślę , że to był zamierzony efekt dla uatrakcyjnienia . Kilka zdjęć też zrobiliśmy więc to i owo pokażę. Ostatnia sala nieco zaskakiwała ; traktowała o tej bardziej współczesnej historii , a wśród eksponatów znalazła się gablotka pełna statków w butelkach ; w różnych rozmiarach - od ogromnych , z pewnością na kilkanaście litrów napoju , po miniaturki. W Darłowie zakończyliśmy nasz wypad , pysznym obiadkiem w restauracji na tyłach dziedzińca zamkowego . Knajpka, w której nic do siebie nie pasowało; każda ściana z innej bajki , meble z jeszcze innych a kominek w ogóle nie z tej ziemi , ale jedzenie serwowała  wyśmienite. Dawno nie jedliśmy tak pysznych placków ziemniaczanych podanych z sosem kurkowym; poezja.  Wracaliśmy znów bez pośpiechu i z przerwami na kawę , podziwiając początki jesieni . 

A dziś znów szara rzeczywistość . Już pod znakiem jesieni; rano szukałam cieplejszych  ciuszków , bo jak dotąd jeszcze nie przełożyłam ich na niższe półki. I jak się chce to można ; zmobilizowałam się i z reszty gruszek zrobiłam kilka słoików kompotu . I koniec na tym ; więcej niczego "homikować" na zimę nie będę . Nie, nie obiecuję , bo lubię robić przetwory i wiecie jak to ze mną jest... 


4 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wystawy malarstwa już nie było , zastąpiła ją ta o historii mieczy , ale mnie zadowoliła , bo dawno temu interesowałam się tym tematem .Chętnie poświęciłabym na to nawet więcej czasu . Wiem dziwnie może się to wydawać , ale to prawda , pasjonowała mnie kiedyś historia obronności.

      Usuń
  2. Prezent od młodzieży trafiony. I wypad się udał. Może częściej powinniście sobie umilać tak czas. Nie sama pracą człowiek żyje. A tyle pięknych miejsc jest do zobaczenia. Czekam na fotki. Usciski

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byłoby fajnie , ale z wykonanie to już całkiem inna bajka. Na ten rok mamy w planach jeszcze dwa wyjazdy na koncerty. Mam nadzieję , że nie odwołają jak tego , który miał się odbyć we wrześniu.

      Usuń