Idą wciąż nie źle . Te firmowe i te domowe . Zajęć jak zwykle miałam mnóstwo , ale ... odgarniam . Na jutro zostały mi jeszcze cztery sprawy , które się odkładają od paru dni. To już naprawdę nie wiele jak na nasze możliwości. Biuro nadal zawalone sprzętem , choć część już wyjechała . Jutro przyjedzie kolejny serwer i znów będzie ciasno. I tak co dziennie ...
Po południu synowa przywiozła wnusia . Do pracy jechała na 15.00 więc maly w biurze był ze mną jakieś półtorej godziny. Od razu poszedł po wiertarkę i wiercił sobie dziury w palecie , której nie zdążyliśmy wywieźć do garażu.. Nabałaganił strasznie, ale był tak zajęty,że nawet zdążyłam popracować przez ten czas. A potem pojechaliśmy do domu . Po drodze poczęstował mnie komentarzem: " babciu ty masz porządne auto, nic nie puka , nie stuka " - jakby się na tym znał ... Auta to jego hobby. Ma już ogromną kolekcję i zna wszystkie marki i loga , nawet modele w poszczególnych markach , wie nawet jak działa silnik. Bawił się z dziadkiem , a ja szyłam strój do przedszkola . Z okazji Andrzejek ich grupa ma się przebrać za duchy. Trochę z zaskoczenia zostałam wrobiona w babciowe zadanie , nie zdążyłam kupić żadnego materiału , ale wymyśliłam. Wzięłam białą zasłonkę , którą wieszam latem na oknie w kuchni , poskładałam , przeszyłam w jednym miejscu , w tunel wciągnęłam gumkę i zawiązałam na supeł, w tunel , w który wsuwam karnisz wciągnęłam wstążkę , zdrapowałam i przyczepiłam z dwóch stron na wysokości gumki . na koniec doszyłam jeszcze dwa oczka do przełożenia paluszków . W ten sposób powstała długa do ziemi opończa z ogromnym kapturem , jak z XIX wiecznych powieści grozy . Po włożeniu paluszków w "oczka " i podniesieniu rąk powstaje coś w rodzaju skrzydeł. Mały obłędnie w tym wygląda . Podpowiedziałam synowej żeby małego umalowała ciemnoszarymi cieniami do powiek . Będzie duch jak się patrzy. Ubranie się w tę niby- opończe też nie wymaga wysiłku, wystarczy przełożyć przez głowę. Udało mi się to przebranie. A najważniejsze ,że nie pocięłam zasłonki. Spruję szew , powyciągam gumki i wstążki i mam z powrotem zasłonkę.
Jutro mam w planach wyprawę na targ w poszukiwaniu świeżych sandaczy. Zarzekam się jak żaba deszczu , że nie będę więcej kupować i potem mordować się z oprawianiem , ale jak tylko do świąt bliżej to zaczynam ich szukać. Po prawdzie , to żadne filety mrożone nie mają startu. Niby to sandacz ( i też w zamrażarce do świąt leży ) i to sandacz , ale taki w dzwonkach jest o niebo lepszy . Nie mam pojęcia dlaczego.
Dziś znów kupiłam kolejne serwetki - wzór żakardowy, do złudzenia przypominający dzianinę w norweskie wzory. Mogą się przydać , bo wzór wygląda tak wyraźnie,że może za schemat robić. A pojechałam do hurtowni w poszukiwaniu świątecznych kartoników do firmowych prezentów. Niestety dopiero odbierali świąteczny towar. Jutro lub w piątek muszę pojechać jeszcze raz żeby je obejrzeć i coś wybrać.
Czyli pełno zajęć ale, jak przyjemnie sie czyta. :)
OdpowiedzUsuńPełno , i nie wiedzieć czemu ile bym nie przerobiła wciąż są nowe.
OdpowiedzUsuń