co się stało to się nie odstanie jak mawiała moja babcia i nic na to nie poradzimy, że nam meble w domu poprzestawiali nie po naszemu. Chciałabym kiedyś pożyć w normalnych czasach , bo te ciekawe stanowczo mi się przejadły. Nie, nie udaję się na żadną wewnętrzną emigrację. Nie uda się choćbym chciała. Muszę jeszcze trochę popracować a przynajmniej dokończyć sprawy kontraktów a potem posprzątać biurka i zrobić miejsce synowej. Nie ma jednak tak dobrze, bo inne obowiązki i tak mnie czekają.
Tymczasem w trakcie gdy działy się rzeczy ważne, ja zaliczyłam kolejne jazdy z matką. Któregoś pięknego dnia , poszła sobie do przychodni. W środku dnia , siedzę sobie w biurze i pracuję nad umową a tu telefon z jej przychodni. Okazało się, że poszła po recepty, pytała o lekarkę , która od 6 lat już tam nie pracuje , wcześniej krążyła gdzieś po innych przychodniach , bo to w okolicy cały kompleks plus szpital. Zadzwoniły do mnie rejestratorki. Powiedziały, że teraz kieruje się do apteki. Apteka po drodze z przychodni do jej domu jest jedna ale nigdy tam niczego nie kupowała więc pomyślałam ,że tam nie pójdzie. Wsiadłam do auta i pojechałam szukać. Najkrótszą trasą wzdłuż ulicy która idzie do przychodni. Namierzyłam na wysokości policji jakieś 200m od domu. Zanim objechałam rondo koło policji już była w połowie drogi do mieszkania. Zasuwała jak przeciąg. Niby z laską w ręce ale ani razu się nią nie podparła. Zaparkowałam pod blokiem i cofnęłam się do głównej ulicy. Pytam się po co tam poszła , "no po tabletki , bo mi nie dajesz "! To dopiero . Pytam się : i co kupiłaś te tabletki , "tak mam w kieszeni" oczywiście nie było, szuka w torbie po kieszeniach , wyciągnęła recepty. A w której aptece je kupiłaś ? "No jak której, na rynku " No fajnie tylko apteki na rynku nie ma od lat 90-tych. Odstawiłam do mieszkania i wróciłam do pracy. Wieczorem się wszystkiego wyparła, ona nigdzie nie wychodziła. a ja durnoty opowiadam. A na dziś była zmontowana akcja z kuzynką i sprzątanie oraz ograniczanie dostępu do mieszkania tego babska a tymczasem nie wyszło i przez to jestem zła, nie tylko przez to ale o tym potem. Wczoraj wieczorem zagadałam tak, że niby się dopiero dowiedziałam :" słyszałam ,że się do ciotki G jutro wybierasz, Spojrzała na mnie dość dziwnie "a skąd ty wiesz" . No wiem , mówię I do mnie dzwoniła, pytała czy ma po ciebie przyjechać czy ja cię zawiozę (to było ukartowane z I) . No to mnie zawieź jak możesz. Mogę , akurat jutro mam czas. Stanęło na tym , że odwiozę ją zaraz rano jak przyjadę z tabletkami. A rano foch jak stodoła. Nie jedzie , nikt jej oglądać nie będzie, ona jest chora i tak dalej. Zadzwoniłam do I . I do ciotki , ciotka do mojej matki. Nie i nie .I za chwilę zadzwoniła do niej ; nie i nie. Na koniec stwierdziłam , że nie będę tracić czasu i pojechałam odebrać decyzję z orzecznictwa. Jak tak stałam w kolejce - na szczęście tylko dwuosobowej to mi przyszedł jeszcze jeden pomysł. Zadzwoniłam do I , że robię jeszcze jedno podejście. Z samochodu zadzwoniłam do niej i mówię , że ma się ubrać i zajść na dół to ją na te śpiewki zawiozę. Na jakie śpiewki ? I tu naszkliłam oczywiście licząc na braki w pamięci. No przecież rano mówiłaś mi , że mam cię na wpół jedenastej zawieźć na śpiewki (kiedyś należała do emeryckiego chóru) . Liczyłam na to, że da się nabrać na śpiewki a jak wsiądzie do auta to już pojedzie a po drodze zapomni gdzie i po co jedzie . Ale nie , ona nie idzie na żadne śpiewki i rzuciła słuchawką. No i tu poległam. Moje plany upadły i tyle. Chociaż tyle załatwiłam ,że odebrałam papier z orzecznictwa i ma niepełnosprawność w stopniu umiarkowanym, co znaczy , że potrzebuje usług z ops-u i doraźnej pomocy w codziennym funkcjonowaniu oraz sprzętu ułatwiającego życie. Nie wiem na razie co w związku z tym mogę załatwić, tym jednak nie musze się od razu zajmować. Ale to jeszcze nie wszystko. Znów siedzę w biurze, coś tam skrobię - telefon z ops-u. Dzwoni koordynatorka , że rozmawia z tym babskiem i ona twierdzi , że ma pozwolenie na to, żeby przebywać w matki mieszkaniu i czy ja jako właścicielka wyraziłam na to zgodę. No myślałam ,że mnie trafi, aż podniosłam głos. Oczywiście przeprosiłam , bo przecież nie jej wina . Wykonuje swoje obowiązki. Wyjaśniłam jak sprawa wygląda, porozmawiałyśmy chwilę a pani stwierdziła, że wie co ma robić. No nie wiem... Jak dotąd nikt nic nie może dopóki nie będzie ubezwłasnowolnienia - nawet policja , a w tej sprawie jak dotąd cisza. Rozwaliło mnie to wszystko. I nawet to nie jest sprawa, że mi te akcje ciśnienie podnoszą , dobija mnie ta bezradność. Odpuściłam dziś nawet działkę.
Uff. To zaliczyłaś jazdę. A skąd to babsko do ops- u trafiło. No panopticum. Jeszcze trochę i będziesz mieć teoretycznie 😀 więcej czasu. Całusy.
OdpowiedzUsuńBo ta rodzina jest zarejestrowana jako dysfunkcyjna , znani w mieście i stale z nimi kłopoty , a z tym babskiem szczególnie. Co jakiś czas ją kontrolują. Wcale nie mają u nas takie rodziny tak źle. Mogą korzystać z ośrodka z noclegami w pobliskiej wsi i mają bony na obiady w stołówce, jakieś zapomogi ale akurat ona łazi po ludziach .
UsuńNawet nie wiem, co mogę Ci powiedzieć, jak Cię wesprzeć. Po prostu bardzo współczuję.Takie życie spala…
OdpowiedzUsuńTo prawda , ale ja się nie poddaję , jak na razie , choć nie jest mi łatwo. Mam juz jednak dobrą wiadomość , sprawa sądowa blisko. Dziękuję za wsparcie
Usuń