babusia

babusia
Obrazek znaleziony w cyberprzestrzeni- autor nie wiadomy

niedziela, 20 lipca 2025

20.07.2025 Najtrudniejszy tydzień tego lata z głowy

 właściwie to drugi najtrudniejszy , bo ten ze sprawą sądową w roli głównej nie był lepszy. Z piątku na sobotę wszystkie ręce na pokład plus wsparcie w postaci naszego byłego pracownika oraz wnuka, ale to przy innym zadaniu. Klient jak zwykle pociął sobie światłowód ( a jakże, sezon na kopanie ogródków i nie tylko w pełni) i syn potrzebował pomocnika.  Pracownik jest na emeryturze ale jak potrzeba to chętnie sobie dorobi u nas - jak dawniej. Ekipa instalacyjna skończyła tuż przed północą , małżonek ze starszym synem poprawiali jeszcze połączenia internetowe i skończyli około drugiej z minutami. Od 10.00 rano ciąg dalszy. Miały być prace porządkowe ale okazało się , że coś zawalili informatycy ze starostwa i część sprzętu się nie loguje. No i nasi musieli po nich poprawić. Do końca miesiąca licząc "dopieszczanie" będzie koniec definitywny. Ja tymczasem od rana zabrałam się za sprawy domowo- działkowe. Poleciałam do miasta po pieczywo i do matki z tabletkami i siatką sprawunków na sobotę i niedzielę a po powrocie zjedliśmy śniadanie, małżonek pojechał do pracy  i zaczęłam szykować się do działkowego pikniku. Jako wpisowe upiekłam rogaliki z kawałkami jabłek z działki ( jeszcze nie całkiem dojrzałych)  jako nadzieniem i skoro już miałam gorący piec to szybki placek drożdżowy. Też z jabłkami. Malutką blaszkę , taki na jedno jajo i cztery łyżki mąki. Jedno i drugie udało się wprost idealnie. Czasu miałam wciąż jeszcze sporo , zdążyłam zrobić pranie i ogarnąć chatkę. Na imprezę działkową dotarliśmy dopiero około 17.00. Na działce byliśmy nieco wcześniej ale obrywałam fasolę i ogórki . Fasolka mnie zarosła. Oberwałam dwa rządki a już miałam prawie pełny kosz. Dziś poprawka, pozostałe dwa rządki i znów prawie pełny kosz. Zabawa trwała już w najlepsze , "mycie garów" odchodziło na całego jak i w roku ubiegłym. Tym razem jednak nie wzięliśmy w tym udziału tym razem , bo wiadomo , musiałam jeszcze do matki podjechać ,a małżonek nie zdążył odespać więc za chętny do zabawy też nie był. Pojedliśmy jednak piknikowych przysmaków w postaci grochówki i pyrek z gzikiem, poczęstowałam pudłem rogalików i plackiem , pogadaliśmy. I tak było miło i wesoło jak zwykle. A dziś znów mam pracowitą niedzielę. Nadrobiłam zaległości w prasowaniu, oczywiście rundkę do matki zaliczyłam i takie tam domowe tematy. Po obiedzie pojechaliśmy oczywiście na działkę. Mężuś zrobił trochę porządku w fontannach , niestety zarastają glonami ale środki do basenu załatwiają sprawę a ja oberwałam fasolkę i podlałam. Przygotowaliśmy też miejsce pod grilla i w końcu rozłożyliśmy ogrodowy parasol. Jakoś wcześniej nie było na to czasu.  Resztę czasu po prostu siedzieliśmy na progu. Pomidorki zaczynają już się czerwienić, niedługo zaczniemy korzystać.

Dobrego tygodnia ! 

2 komentarze:

  1. Pracowicie, smakowicie i dostatnio. Właściwie, to tak w sumie weekendowo w domowych zajęciach. I takie dni są potrzebne. Przepis na fasolkę naturalnie podam jutro. A nawet i kilka. Dziś widziałam fasolkę szparagową po bretońsku. Tak jak normalną fasolkę z kiełbasą i pomidorowym przecierem. Wszystko jutro na blogu. Buziaki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda, szkoda, że taki krótki ten weekend. Ten przepis na fasolkę szparagową po bretońsku też chyba widziałam .Może warto wyprobować.

      Usuń