Zawsze jest tylko przyczyna, przebieg i skutki. Nie ma pola do swobodnej interpretacji – liczą się fakty. Jakieś zdarzenie zaistniało w takiej a nie innej formie, miało taki a nie inny przebieg i takie a nie inne skutki za sobą pociągnęło. Tego uczył mój pierwszy nauczyciel historii. Miałam ich kilku i wszyscy mieli swoje indywidualne spojrzenie na historię i umieli sprawić, że ją pokochałam. Inny z tych wspaniałych ludzi uczył nas, że na historię nie należy patrzeć z punktu widzenia , wiedzy i umiejętności współczesnego człowieka, zgłębiając historię należy wejść w mentalność przodków i myśleć kategoriami epoki , którą się bada. Co innego gdy mówimy o archeologii , tu można stawiać tezy i próbować je udowodnić docierając do źródeł i artefaktów. To wszystko o czym napisałam wyżej jest trudne, wiem i mało kto , nawet wśród historyków – naukowców traktuje w ten sposób historię. Historia wbrew łacińskiej maksymie nie jest też nauczycielką życia, choć powinna. A w każdym razie my społeczeństwo polskie nie chcemy czerpać z jej mądrości. Dobitnie pokazała to wystawa zorganizowana przez Muzeum Gdańsk , o której zrobiło się głośno. Wystawa , którą ja nazwałabym „Zapomniani” a traktująca o tysiącach młodych chłopaków siłą wcielonych do Wermachtu lub innych nazistowskich formacji w czasie II wojny. Dla nich i ich rodzin to była ogromna tragedia. Wielu z nich zdezerterowało , jeszcze więcej zginęło na wszystkich frontach – kto wie - może nawet z rąk rodaków, którzy znaleźli się po tej drugiej stronie. Część z nich po ucieczce i zakończeniu wojny została na Zachodzie a ci co wrócili zostali potraktowani jak zdrajcy a często i na tym nie był koniec , bo padli ofiarami SB. A potem o nich zapomniano aż do teraz . Ktoś w tym muzeum dostrzegł tragedię tych rodzin i postanowił przywrócić pamięć o nich a pewnie i wielu z nich dobre imię. Każdy , kto choć otarł się o historię wie, jak to wyglądało na Pomorzu , Kaszubach , Śląsku, u mnie w Wielkopolsce, po części pewnie i na Warmii i Mazurach. A już na pewno znają te historię rdzenni mieszkańcy tych ziem i mają w niej swój udział. Ja sama mam taki przypadek w rodzinie . Co prawda dotyczy to I wojny ale mechanizm ten sam i tragedia ta sama. Starszy brat mojej babci został siłą wcielony do pruskiego wojska. Mieszkali wtedy w okolicach Kruszwicy , niedaleko granicy z zaborem rosyjskim. Oddział pruski jeździł po okolicznych wsiach, z gotową listą „poborowych”. Przyjechali i do nich. Brata babci wyciągnęli z kuźni gdzie terminował u swojego ojca i akurat pomagał mu w pracy. Za kilka miesięcy miał zdawać egzamin na czeladnika. Gdyby odmówił , zabili by jego i prawdopodobnie jego całą rodzinę. Dwa lata później zginął na linii Verdun we Francji . Gdy go zabrali miał 19 lat. Być może zastrzelił go Polak wcielony podobnie jak on, tylko do armii rosyjskiej… Nie ma swojego grobu, nie było nawet jego zdjęcia a babcia i jej siostra wciąż o nim pamiętały, aż do końca swoich dni. Ale wracając do wystawy … Wywołała święte oburzenie po prawej stronie sceny politycznej i wśród różnych patriotów „małej wiary” w tym i naszego prezydenta . Co z nich za patrioci jeśli boją się własnej historii i nagminnie ją fałszują , przeinaczają i „pudrują”. Historia to nie tylko bohaterskie czyny i ludzie o nieposzlakowanych charakterach. Oprócz tych pięknych i wzniosłych fragmentów są i te ciemne. I jest ich w naszej ponadtysiącletniej pokręconej historii wcale nie mało. Nie mamy jednak powodu ją fałszować czy choćby przemilczeć. Fałszerstwa i przemilczanie czy naginanie prawdy historycznej do potrzeb narracji jakiejś partyjki czy tak zwanej „polityki historycznej” tego co minione nie zmieni i nie wybieli. A prawda bywa okrutna i ma to do siebie, że potrafi wypłynąć w najbardziej nie spodziewanym momencie. Po co ukrywać „trupy w szafie” i udawać, że ich nie ma. Są i kiedyś z tej szafy wypadną. Lepiej ustawić je w szeregu , pokazać światu i być z tego dumnym. Szczycić się swoją historią , nie zawsze świetlaną ale prawdziwą . W ten sposób pokazać swoją siłę. Tylko słaby naród boi się swojej historii. A historia właśnie zatacza koło, zaczyna się od słów …
Masz absolutną rację. Mieszkam od lat na Śląsku, więc wiem jak to wyglądało. Śledzę też większość komentarzy w sieci. Polityków na świeczniku i zwykłych ludzi. Otóż i moim zdaniem tytuł wystawy był niefortunny. Ale skłaniam się do zdania, że gdyby nie ta prowokacja o tej wystawie wiedziało by niewiele osób. A tak problem został nagłośniony. Mnie nasuwa się tytuł " Ci, co nie mieli wyboru".
OdpowiedzUsuńNo cóż, najbardziej rozczarował mnie Kosiniak- Kamysz. Bo Premier chyba nie zajął stanowiska. Sam mając korzenie kaszubskie dobrze wie jak to wygląda .
Wystawę zorganizowało Muzeum Gdańska, a nie Ministerstwo Kultury, na który wylewa się hejt.
No, ale gdzie my teraz jesteśmy. W jakim punkcie naszego kraju.
Buziaki
A najlepsze , że ci co się najwięcej oburzają , wystawy nie widzieli . Nie pomyślałam o prowokacji ale faktycznie , chyba o to chodziła, inaczej przeszła by niezauważona. Premier nie musiał stanowiska zajmować , bo i po co , przecież ten los dotknął jego dziadka. Po Kosiniaku można się było tego spodziewać , nie pierwszy raz kiedy kołtuństwo i braki w wiedzy z niego wylazły. Ministerstwo Kultury słusznie broni muzeum, szkoda, że tylko nieliczni to pojmują. W jakim punkcie jesteśmy ? Kojarzysz treść i czasy fabuły książki , którą mi podesłałaś ? Ja myślę , że właśnie w tym - jak w lustrzanym odbiciu , a ramą jest Odra, ale chodzi mi po głowie osobny wpis na ten temat. Buziaki!
UsuńBardzo madry wpis i widac, ze mialas wspanialych nauczycieli, szczegolnie historii.
OdpowiedzUsuńW moim przypadku to bylo inaczej, bo szkoly byly, za ciezkiego komunizmu, pelne nauczycieli nie uczacych nas prawdy, ale nie mieli chyba wyboru. Szczegolnie dyrekcja szkoly byla " purpurowa", bo wtedy tylko oni mogli wdrapac sie na takie stanowiska.
Bylam chyba w 2 klasie, jak zmarl Stalin, pamietam, ze kazano nam na przerwie uczcic jego pamiec minuta ciszy, a nauczycielka od rosyjskiego, z liceum plakala i pilnowala nas maluchow, zebysmy grzecznie stali nieruchomo, ale do placzu nas nie mogla zmusic. :-))
Ja trochę później chodziłam do szkoły ale wciąż to były czasy, kiedy ważna była czerwona legitymacja. Do nauczycieli w ogóle miałam szczęście i w szkole podstawowej i średniej. To była jeszcze przedwojenna "gwardia" , która nie wybierała sobie zawodu a powołanie.
Usuń